maciasd napisał:wel. zgaduje że to virus płocki
I najgorsze jest to, że jak każdy wirus niestety mutuje. Niestety zetknąłem się z kilkunastoma takimi mutacjami... I szczerze mówiąc mniejszą mam pretensję do małolata, który lata z robaczkiem po rzece. Jakoś nie otwiera mi się nóż w kieszeni na widok dziadka, który w jakimś dołku moczy spławik. Ale nie mogę zrozumieć gościa, który przyjeżdża nad wodę terenówką za dwie stówy, obwieszony sprzętem za parę tysiaków i wali w łeb każdego złowionego lipienia czy potoka. I nie ważzne czy ma wymiar czy coś koło niego. Nie ważne czy to piąty czy pietnasty.
Taki obrazek ze schroniska w Płytnicy. Jakaś dziwna ekipa przyjechała. Fakt, dwa dni chlali więc jak nad wodą stanęli to nie wiedzieli czy oni lecą do rzeki czy rzeka się na nich przewraca. Oczywiście w między czasie telefony do żon, opowieści o dzikich holach ryb. W sumie wydawali się sympatyczni. Trzeci dzień zaczęli łowić. Każdy z nich z kompletem lipieni zjechał już koło południa. Dwaj oczywiście bania, bo połów tzreba uczcić. Trzeci na drugą turę pojechał. Wraca wieczorkiem znów z kompletem. Delikatnie pytamy się najpierw, czy czasem nie przesadza. Gość nam najspokojniej wyjaśnia, że mógł jeszcze trzeci komplet wziąć, bo poprzednie dwa dni żadnej rybki nie zabrał. Tak sobie spryciula wykombinował. Zważywszy, że z lekka byliśmy już wcięci wiec o iskierkę nie było trudno. Dwa kuchenka w schronisku była mała, w piwnicy i nie miał gdzie się schować. Suma sumarum skutecznie wytłumaczyliśmy panu, że źle czyni...