thymallus napisał:(...) Obecne OS-y były mniej rybne. Niestety nad wodą pojawiali się wędkarze którzy moim zdaniem nigdy nie powinni dostać zgody na łowienie. Tłuczenie nadkompletów stało się porządkiem dziennym. (...)
Łukasz Bartosiewicz napisał:Ta ostatnia uwaga odnosi się niestety do większości naszych rzek, stąd u mnie no kill - dlaczego mam niszczyć to co kocham?
Skrajność rodzi skrajność
OSKAR napisał:Łukasz ja i paru znajomych też się trzymamy zasady,która w jakiś sposób pomaga przeżyć tym ostatkom.Tylko,że po nas przejdzie stado baranów spragnionych różowego mięsa i to wszystko o kant...
To zależy jak łowisz, z umiarem czy bez umiaru. Jeżeli bardzo dobry wędkarz, który wykorzystuje w pełni swoje umiejętności łowi intensywnie cały dzień i złowi 10 razy tyle ryb co wędkarz który złowił jedną rybę i zabrał ją do domu kończąc wędkowanie, to po przyjęciu śmiertelności po wypuszczeniu ryby na poziomie 10% straty w rybostanie będą takie same.
Tak więc jeżeli spotkamy nad wodą muszkarza z zabitym lipieniem który po jego złowieniu zakończył wędkowanie i spaceruje wzdłuż rzeki, a my w tym czasie skuliśmy 10 rybek... to właściwie w tych matematycznych proporcjach nie mamy najmniejszego powodu by czuć się mniejszym szkodnikiem rzecznych ekosystemów. Nie mówiąc o tym, że wędkarz który po zabiciu jednej ryby spaceruje już po brzegu, nie podeptał tylu metrów kwadratowych dna rzeki co nokillowiec który przez cały dzień intensywnie tuptał po roślinkach i bezkręgowcach:huh:
Nie chodzi mi o atakowanie kogokolwiek (tak jest to standardowo odbierane niestety), ale o zdawaniu sobie sprawy z tego, że nie jesteśmy aniołami i nasza postawa to nie jest niepodważalna świętość. Też oddziałujemy na naturę, pamiętajmy o tym bez zbytniego podniecania się nową modą. Miejmy trochę pokory, nawet gdy wypuściliśmy wszystkie ryby od 10 lat łowienia, miejmy pokorę i nie patrzmy z góry na innych bez zmierzenia wszystkich elementów oddziaływania na naturę. Nadal niestety stosuję nokill ale żałuję, że zasoby naturale są tak przetrzebione i zniszczone, że nie można sobie na niektórych rzekach na to pozwolić bo zwyczajnie szkoda tych ostatnich rybek. I nie chodzi mi o żal odpływającego mięsa, tylko żal że się bawię bez moralnego uzasadnienia. A moralnym uzasadnieniem nie jest sama przyjemność kłucia ryb, tylko chęć pozyskania pożywienia. Ciśnienia na ryby nie mam, zresztą jem bardzo mało mięsa ogólnie. Wielu z tych co deklaruje nokill chciałoby móc się pochwalić takim wskaźnikiem niezabijania ryb co ja. Miejmy więc dystans do samych siebie i nie traktujmy naszych postaw jak religii.
Nokill stosowałem od bardzo dawna i podobnie jak Thymallus wiem, że nie jestem taki święty z tym, że skułem setki wypuszczonych ryb. Niby można się pochwalić tymi wynikami... ale zauważyłem, że bardziej etyczne wędkarstwo to takie, w którym zwykle poprzez zmniejszenie intensywności łowienia mniej jest tego czym można się pochwalić, a mianowicie złowionych na wyprawie ryb.
Entomologia i obserwacje przyrody pozwalają zwolnić tempo, z czego rybki na pewno będą bardziej zadowolone. Warto też z kumplem usiąść na gałęzi i napić się chłodnego piwka. Naprawdę jedno piwko bardzo pomaga weselić się samym widoczkiem rzeczki. Odprężające zmniejszenie ciśnienia na wynik...
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek