Dragon sprzęt wędkarski

Dragon sprzęt wędkarski

Witamy na forum wędkarskim FORS, Gość
Login: Hasło: Zapamiętaj mnie

TEMAT: Z pamiętnika muszkarza...

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2010/06/14 15:21 #41895

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Kurcze, Michał, że też umknął mi taki szczegół. Przecież tyś razem z Maniksem, Robertem, Adamem, Czarkiem i Grejfrutem u mnie na ślubie w Płytnicy balowali. Ślub był jak najbardziej wędkarski, z tradycyjnym dla Bzdykfusa przemarszem pod wędkami...
Pamiętasz Aldonę? Dziewczynę, w której wszyscy się kochali?
Część któraśtam, której wolałbym nie pisać...
Aldona była wspaniałą dziewczyną, śliczną, normalną. Miała białaczkę, ale pokonała chorobę. Lekarze mówili, że nie powinna zachodzić w ciążę, bo to ryzykowne ale zaryzykowała i urodziła zdrową córkę. Najpierw był Maniks, który nie miał zbyt dużego szczęścia do dziewczyn. Aldona mówi, że przejdzie się z nim na rybki. Ten oczywiście się zgodził. Ona myślała, że to randka. Sukienka mini, rajstopki, pantofelki. Maniks, wędka, wodery i kamizelka. Poszli nad Płytnicę. Wrócili do mnie do domu. Maniks uśmiechnięty, zapiął jakieś potoki, ona, do pasa w bagnie...
Potem Adam "Czarny" był już bliski ślubu ale coś nie wyszło.
Aldona mieszkała w Jastrowiu, ale wyszła za mąż i przeprowadziła się do Okonka. Wyszła za mąż za nauczyciela. Tłukł ją niemiłosiernie. Miał wypadek i groził mu wózek. Zasuwała na kilka etatów i sfinansowała endoprotezę kręgosłupa. Potem studia żeby się przekwalifikował z nauczyciela WF na inny. Jak stanął na nogi znów ją lał. Kiedy prawie ją udusił powiedziała dość... Rozwiodła się. Po ponad roku wyszła ponownie za mąż, za wspaniałego, przesypatycznego chłopaka. Zawsze byłem przecienikiem kary śmierci. To zmieniło się 21 lipca 2001 roku. Dostałem telefon, że Aldona nie żyje. Została zamordowana, a jej ciało wyrzucono przed krzyżówką Piła. Zabił ją jej były mąż, który do pomocy wynajął swojego byłego ucznia. Siedzi ale na dniach ma wychodzić. I to nie jest sprawiedliwe... Zrobiło się smutno, więc coś weselszego niebawem popiszę.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2010/06/14 15:53 #41896

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Zawody na wesoło
Co prawda sam nie uczestniczyłem, ale lubiłem szwędać się po różnego rodzaju zawodach w celach wyłącznie towarzyskich. Zaliczyłem kilka zawodów gruntowych... rewelacja. Widziałem dzięki temu przeciwpancerne uklejki. Mała uklejeczka naszpikowana ołowiem do tego stopnia, że uderzenie mogłoby złamać podstawę czaszki. Na zawodach muchowych teleskopowe lipienie. Dwa razy o but, pękał kręgosłup i kilka centymetrów (czytaj punktów) więcej. Podkładanie ryb, płoszenie itd. To nie jest śmieszne. Od kiedy jednak zawody zaczęły wiązać się z wymiernymi korzyściami i do tego sportu wdarła się nieuczciwość.
Jak jednak wygrać zawody? Faza pierwsza, zjazd do bazy. Tu rozpoczyna się etap wywiadu. Zawodnicy z drużyny rozsyłani są w różne kierunki i każdy stara się zdobyć podstawowe informacje, co, gdzie i na co bierze. Najbardziej oblegani są miejscowi, albo ekipy, o których wiadomo było że sporo łowią na danym łowisku. Ci zaś stosują technikę całkowitej dezinformacji. Na korytarzu i owszem, jeden mówi, że połowili na treningu każdy po 10 lipieni. Na co? Na nimfę... Ale jaką choćby skórę darli nie powie. W tym momencie w grę wchodzi faza druga, czyli wydobycie informacji dzięki środkom chemicznym ze wskazaniem na C2H5OH. Wchodzi się do pokoju z flaszeczką. I tu obie strony muszą zachować ogromną czujność, zarówno ci, którzy chcą zdobyć informację jak i ci, którzy nie chcą jej udzielić. Podstępów jest cała masa. Wchodzi się do pokoju i pierwsza rzecz na jaką się patrzy to muszka, kóra akurat jest kręcona przez tubylców i tkwi na widoku w imadle lub co jest w suszących się pudełkach rozłożonych na stole. W imadełku zaś i w pudełkach wyłożone są dokładnie te muchy, na które nie złowi się na sto procent nic. Był jeden ze znanych wędkarzy, który na podpuchę miał całe pudełko nimfek w kolorach pomarańcz, zieleń, żółć fluo, z dużymi dodatkami crystal flashu. Samo nazwisko wędkarza nie pozwalało przejść obok tego pudełka obojętnie. A kiedy dodatkowo, widząc wzrok na pudełku raptem zaczął je zakrywać, niezdarnie chować klient z reguły się dał złapać. Gnał do pokoju i robił podobne "gacopirze". Efekt, przez jakiś czas tury pewnym, że nic nie złowi... CDN po przerwie

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2010/06/15 15:05 #41933

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Zawody na wesoło cd.
Bywa jednak że panowie przy flaszeczce postanawiają iść w szranki. Byłem kiedyś świadkiem takowych zmagań. Pan X postanowił koniecznie wywiedzieć się od Pana Y wszelkich możliwych informacji. Przede wszystkim chodziło o superłowne muszki, które ekipa opracowała i kilka zawodów dzięki nim wykosiła. Więc panowie zasiedli. Tempo narzucili ostre a do tego prezentowali nadwyraz zgodną tolerancję na alkohol. Dwie i pół flaszki później obrazek był następujący. Pan Y wręczał panu X wszystkie swoje muszki, wręczał mu dwie wędki plus na siłę wciskał portfel z kartami kredytowymi i gotówką w bliżej nie określonej kwocie. Pan X opierał się przed przyjęciem czegokolwiek, sam ze swej strony usilnie wciskając swój szczęśliwy nożyk wędkarski i bilet na prom do Szwecji nie dając sobie wytłumaczyć, że Pan Y do Szwecji się nie wybiera. Obaj panowie do tego przez cały czas wyznawali sobie dozgonną miłość obściskując się serdecznie. Rano w oczach obu widać było legitymacje członkowskie do klubu AA.
Gorzałka bywa również wykorzystywana do wyeliminowania przeciwników. Tu najczęściej prym wiodą osoby towarzyszące jednej ekipie, bardzo rzadko zawodnicy, kórzy najzwyczajniej starają się spić konkurentów niby pod pozorem przyjacielskich pogawędek i nawiązania bliższych kontaktów. Jak wiadomo na kacu łowi się fatalnie, a wielu zawodników ma bardzo słabą silną wolę i odmówić nie potrafi.
Same zawody to już wolnoamerykanka i wszelkie chwyty są dozwolone. Jeden z bardzo znanych wędkarzy, swego czasu kadra, a i teraz czołówka posiadał kołowrotek. To była jakaś piekielna machina posiadająca zamiast korpusu chyba pudło rezonansowe. Były to mistrzostwa polski na gwdzie. Facet szył nimfą jak stary dobry Singer a każde przepuszczenie kwitował energicznym zacięciem co powodowało krótkie uruchomienie terkotki. Słyszalna była chyba w promieniu kilometra i nie było wędkarza, który na dźwięk hamulca by się nie obejrzał. Tym samych skutecznie rozpraszał sąsiadów...
Najbardziej jednak przebrzydły, nieludzki wręcz sposób wyeliminowania konkurenta miał miejsce na pewnych mistrzostwach okręgu. Otóż był wędkarz, który wygrywał zawody na pewnej rzece w ciemno. Mógł mieć 5 promili w sobie - wygrałby. Mogliby mu zawiązać oczy - wygrałby. Połamaliby mu nogi, o kulach był w stanie wygrać nie wchodząc do wody. Jak takiego gościa wyeliminować? Zaznaczam, że nie było to robione złośliwie ale dla jaj. Widzę miny kilku zawodników i wiem, że coś się będzie działo. cdn
Ostatnio zmieniany: 2010/06/15 19:58 przez thymalus.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2010/06/15 22:14 #41963

  • fredi4477
  • fredi4477 Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Miej wyjebane a będzie Ci dane
  • Posty: 969
  • Podziękowań: 222
Fajnie sie czyta takie wspomnienia ,kiedy ciąg dalszy?

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2010/06/18 11:31 #42081

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Sorki za długą przerwę ale siedzę na rybach i mam kłopoty z zasięgiem internetu z komórki. Raniutko pływam sobie za szczupakami z muchą. Dwa dni łowienia - efekt 7 zębaczy ale niestety nie największe, pomiędzy 50 a 65 cm i kilka krótkich. Po południu lipionki na Dobrzycy - tu już znacznie lepiej :)
Wracając do zawodów na wesoło... Widzę minę kilku zawodników i wiem, że coś się będzie działo. Zawodnicy rozchodzą się po rzece. Ów wyjadacz wiadomo gdzie będzie łowił. Przynajmniej wiedzą ci, co go doskonale znają. Kiedy zajmuje stanowisko na brzegu pojawia się młoda dziewczyna dokładnie naprzeciw łowiącego. Mała, rosnąca na brzegu brzózka służy jako rura, a dziewczyna zaczyna taniec powoli się rozbierając. Przy okazji gestami zachęca łowiącego aby porzucił łowienie i udał się z nią w bardziej ustronne miejsce. Koledzy po prostu wynajęli dziewczynę z agencji towarzyskiej. Jako, że czytać to mogą nieletni poprzestanę na stwierdzeniu, że ów pan nie złowił ryby... Najśmieszniejsze w tym, jest to, że tego dnia ryba totalnie nie brała i jedynie dwóch zawodników zeszło do miary z rybami. Koniecznym było więc powtórzenie zawodów które bez problemu wygrał już faworyt.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2010/06/24 11:52 #42332

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Ryby mają kilka dni wolnego więc czas coś niecoś popisać. Tak przypomniało mi się kilka cikawostek nie z samych ryb, ale z podróży na nie...
Nad San jeździło się w czwórkę maluchem, z zapasami na miesiąc, sprzętem, plecakami itd. Samochód (to brzmi dumnie w odniesieniu do malucha) był genialnym wynalazkiem, w który możńa było naładować tyle, że dziś do niejednego vana by się nie zmieściło. Maluch nie rozwijał zawrotnych prędkości, ale o dziwo wtedy maluchem z Warszawy nad San, czy nad Gwdę jechało się szybciej niż teraz znacznie szybszymi samochodami...
Oczywiście pociągi i słynny Salmon Express jadący do Słupska. Tak się składało, że rozpoczęcie sezonu było 1 lutego i zbiegało się z feriami. W pociągu tłok ale i kupa wędkarzy. Pamiętam podróż trwającą 13 godzin, bo śnieg tory zasypywał. Miejsce stojące na korytarzu ale i tak było warto...
Nad San można było dostać się również pociągiem i to w kilku wariantach połączenia. Skusiłem się raz jeden jedyny na opcję jazdy pociągiem, na pewno do Przemyśla a może nawet Zagórza. Pociąg ów jechał trasą przez Związek Radziecki. Jechał kilkadziesiąt (chyba około 50 km) przez teren "ruskich". Było to oczywiście przed 1990 rokiem. Wjeżdżając do "bratnich sąsiadów" był zakaz otwierannia okien. Na schodkach przy każdych drzwiach stali krasnoarmiejcy z bronią. Co ktoś wyrzucił papierek pociąg stop, żołnierze sprawdzali co wyrzucone. Ten kawałek jechało się chyba z 3 godziny.
Pamiętam też przepiękną podróż nad Czernicę na odcinek przyujściowy. Droga poligonowa, wszędzie tablice w stylu przebywanie grozi śmiercią itd. Jedziemy w Włodkiem. Jest luty, zimno jak cholera. Przed samym Czarnym niewielki dopływik. Mostek z płyt betonowych pod mostkiem rura którą puszczono rzeczkę. Wszystko mocne bo w końcu przez to czołgi jeżdżą. Mostek nie miał żadnych barierek, lód nieco ograniczył przepływ i woda lała się przez mostek z lewej strony zaś utworzyło się małe rozlewisko oczywiście skute lodem. Włodek swoją Sierrą troszkę z lewej, jeszcze bardziej w lewo i raptem przechył, i widzę przez szybkę pływające rybki. Spadliśmy z tego mostku. O ile dobrze pamiętam pomagał nas wyciągnąć kolega z fors-a Edward Jankowski. Co bardziej ciekawe samochód odpalił bez problemu chociaż był zalany. Działo się to w sobotę, a w poniedziałek rano w Warszawie, w sklepie wędkarskim na Kruczej sprzedawca pyta się mnie: słyszałeć, jacyś waraci gdzieś na pomorzu samochodem do rzeki wpadli?!
Najbardziej traumatyczna była jednak podróż powrotna z troci. Było to stosunkowo niedawno, z 10 lat temu. Wracaliśmy w czwórkę, było już ciemno. Wracaliśmy ze Słupska do Płytnicy. Oczywiście poza kierowcą raczyliśmy się piwkiem, co wymuszało dość częste postoje bo jakoś nie udawało nam się zestroić pęcherzy. Gdzieś między Szczecinkiem a Podgajami stajemy. Idę w krzaczki, jakaś ścieżka wchodzę w głąb i oddaje się w milczeniu załatwianiu potrzeby fizjologicznej giedy czuję koszmarny, gwałtowny ból w swoim przyrodzeniu. Coś czego nie doświadczyłem nigdy wcześniej. Jestem pewien że coś mnie użarło i nie wiem czemu myślę że to żmija. Ze spuszczonymi spodniami lecę pod światła samochodu i oglądam siusiaka szukając śladów ugryzienia. Mam przy tym głęboko w ... nosie jadące z przeciwka samochody dla których widok gościa oglądającego przyrodzenie musi być widokiem komicznym. Po pełnej obdukcji i nieznalezieniu jakichkolwiek śladów z latarką idziemy szukać przyczyny. Bez problemu znajduję miejsce, te same krzaczki, ślady nóg i raptem między krzaczkami coś błyszczy, Pochylam się a to kabelek... Nasikałem na elektrycznego pastucha i strzelił mnie prąd...
Ostatnio zmieniany: 2010/06/24 12:06 przez thymalus.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2010/06/24 12:29 #42333

  • Fatso
  • Fatso Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 139
  • Podziękowań: 14
Pieszczoch ;-)
I to nowomodny, elekstryką TO robi ... świntuch :-))))))))))))
Pzdr, Fatso

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2010/06/25 00:13 #42351

  • fifi
  • fifi Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Eksploracja grzebanie w ziemi lewel1
  • Posty: 613
  • Podziękowań: 17
Nasikałem na elektrycznego pastucha i strzelił mnie prąd...[/quote]

dobre:laugh: całe zycie sie człowiek uczy:P
Jeśli znajdziesz błąd w Moim poście/temacie to musisz wiedzieć ,że został on popełniony celowo...
ŁÓWCIE
BERETUJCIE
ŻRYJCIE

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2010/06/25 00:17 #42352

  • michu
  • michu Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 726
  • Podziękowań: 206
fifi napisał:
Nasikałem na elektrycznego pastucha i strzelił mnie prąd...


:laugh: Ale jaja
Ż(r)yj z umiarem.
Ostatnio zmieniany: 2010/06/25 00:18 przez michu.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2010/06/26 18:15 #42396

  • pienio81
  • pienio81 Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 73
  • Podziękowań: 1
ale się uśmiałem!!! jednak dobrze ze to nie była żmija(ponoć trzeba wyssać jad:))))pozdrawiam
Moderatorzy: Tarkowski
Time to create page: 0.077 seconds