To może i ja coś napiszę jak to u mnie się zaczął wirus spinningu a później muchy.
Łowię rybki od jakiś 24 lat. Mój śp. Tata nauczył mnie wszystkiego...
Każda wolna chwila była spędzona na rybach. Różne techniki, miejsca i różne rybki się łowiło.
Nauka skończyła się w 2002 roku, kiedy odszedł... miałem wtedy 16 lat.
Człowiek musiał się uczyć dalej sam i sam jeździć na ryby.
Zaczął się spinning.
Mój przyszywany wujek zaopiekował się mną wtedy. Zabierał na ryby co jakiś czas i uczył łowić drapieżniki na spinning.
w 2003 roku zabrał mnie na "Szczupaka doliny rurzycy."
Właśnie. W tym momencie muszę dodać, że mieliśmy domek na "Wrzosach"
(leśnictwo Wrzosy między jeziorami Krępsko średnia i Dąb.)
Tam się uczyłem łapać swoje pierwsze rybki. Tam kiedyś było ryby... oczywiście przed "wydzierżawieniem" bo teraz to pustynia.
Co do zawodów, to były to moje pierwsze tak poważne zawody wędkarskie.
Przyjazd rano. Zbiórka między średnim, a górnym. Wysiadam z auta ze swoją małą torbą i ze spinningiem z rynku. Ogólne przywitanie i przedstawianie mnie znajomym wujka.
Przeczytanie zasad, czas, wymiary, komplety itd. i... strzał! Patrzę, a ludzie dosłownie biegną w spodniobutach z 2 wędkami i z plecakami! Pierwszy raz takich wędkarzy widziałem.
Ja wystraszony trochę idę w swoje miejsca... Pierwsze rzuty. Jest! Pierwszy okoń do wagi! Chwila później... następny! Zaraz zadzwoniłem do wujka, że już mam ryby. Pogratulował i kazał łowić dalej.
Poszedłem na swoje kolejne miejscówki wyprzedzając brodzących po pachy w trzcinach "specjalistów".
Została godzina do końca. Idę już w stronę wagi z 10 szt. okoni miedzy 25-30 cm. do tego 2 wymiarowe szczupaki po ok. 55-60 cm.
Podchodzę a ludzie nie wierzą... Sędziowie spisują punkty i czas.
Usiadłem pod sosenką wcinając poczęstunek. Czekam na wujka. Przychodzi 15 minut przed końcem. Ma kilka okoni. Coś gada z sędziami. Podchodzi do mnie i mówi:
"no młody...Szykuj przyczepkę bo łódkę wygrasz"
Ja zdumiony.... pytam jak? co? że niby ja wygrywam?!
Powiedział tylko, że mam ogromną przewagę nad wszystkimi. Ale trzeba czekać do końca...
Przychodzą ludzie do wagi i każdy z nich zmęczony daje woreczek z rybami do ważenia... po 1 lub kilka sztuk ledwo wymiarowych ryb.
Naglę przychodzi rzutem na taśmę 1 zawodnik i daje całą reklamówkę ryb. Za nim drugi... patrzę.... a tam krasnopiórki!
Fakt-dopuszczone były do łowienia chyba 1 raz. wymiar 15 cm.
Natłukli tego w trzcinach...
Okazało się, że pierwsze i drugie miejsce wygrywają krasnopórkami...
a ja na trzecim. Marzenie od łódce legło... Wujek podszedł do mnie i powiedział:
"Tata byłby i tak z Ciebie bardzo dumny..."
Łzy napłynęły mi do oczu...
Tyle wspomnień nagle prześwietliło mi głowę...
Ale stanąłem twardo na podium. Wygrałem wtedy jakiś kołowrotek i jakieś gadżety.
Część ludzi na boku mówiła, że miałem ryby wcześniej złowione. Wujek obronił mnie mówiąc im:
"Panowie. On się tu wychował. Zna każdy kamień w wodzie. Więc przegraliście z młodym bo jest na swoim terenie".
Byłem jeszcze na tych zawodach 2 lub 3 razy. I nie był to "szczupak doliny rurzycy" tylko "krasnopiórka doliny rurzycy". Wtedy odpuściłem.
Po czasie okazało się, że podnosili jej wymiar i w końcu wycofali tą rybę z zawodów.
A co do pomocy lub oszustwa podczas tych zawodów, to mogę przyznać szczerze, że tam z góry pomagał mi Tata.....
Ps. Następnym razem napiszę coś związanego z muszkarstwem.
Chciałem tylko przedstawić moje "początki" z wędką.
(chociaż początek był jak miałem 4 lata
)