Arturze,
Jeśli już mi przygadujesz z nierozładowanymi emocjami, to ja Ci z kolei powiem, że masz typowo polskie kompleksy, że tam na salonach w Berlinie i Paryżu to żyją jacyś nadludzie, a u nas to tylko bydło, gnój i syf. Co ciekawe podobne kompleksy przed Zachodem miewają nie tylko ludzie wywodzący się z rodzin nieco bardziej laickich, ale również... polscy narodowcy. Jak pamiętam skinheadów z osiedla, to u nich zawsze to co kolorowe i zachodnie było lepsze niż to nasze, przaśne i podłe. Skini więc ubierali się w Nike, Adidas i Reeboki. W tym samym czasie mój profesor był w UK i idąc po centrum handlowym w poszukiwaniu garnituru, został zaczepiony przez starszą panią, aby sprawdzał metki i kupił garnitur wyprodukowany w Wielkiej Brytanii, żeby dać zarobić swoim przedsiębiorcom a nie obcym. I taka postawa na Zachodzie jest powszechna nawet wśród ludzi z długimi włosami, którzy jarają zioło i słuchają punka. A u nas skinhead wykrzykujący faszystowskie hasła, idzie do sklepu i kupuje zagraniczne buty bez zastanowienia.
Siła Zachodu wynika właśnie z tego, że u nich nie ma machania szabelką i wielkich patriotycznych haseł, które zresztą w globalizującym się świcie byłoby niemile widziane przez partnerów z G20. Każdy więc sprytny naród chowa swój ostentacyjny patriotyzm przed dyplomatami i dziennikarzami z innych krajów, ale nie zapomina o istocie rzeczy i interesach. Natomiast po cichutku każdy wspiera tam rodzimy przemysł i rodzimą przedsiębiorczość, bo to się po prostu opłaca.
Takie gloryfikowanie Unii Europejskiej, która na gloryfikację nie zasłużyła choćby wynikami gospodarczymi strefy euro, z jednoczesnym gromieniem naszych tubylczych władz wpisuje mi się po prostu w takie typowo polskie myślenie, że "mądra stolica" jest gdzieś poza naszym krajem, w Moskwie, w Berlinie, w Paryżu, w Waszyngtonie... wszędzie, tylko nie u nas. Ach jaka wspaniała Ameryka, ach jakie czyste Niemcy, ach jaka uczciwa Skandynawia... mówią moi rodacy każdego dnia na każdym rogu ulicy... "Panie, u nas to takie głupoty, a tam na Zachodzie to tak wspaniale..." - daje się słyszeć w tramwajach... Tymczasem taka postawa zachwytu pozwala przejść do porządku dziennego, gdy Zachód robi jakąś głupotę i jeszcze ją drogą instytucji unijnych rozprzestrzenia po Europie.
Swoją drogą polityka CO2 to polityka blokowania rozwoju krajów rozwijających się, a nie żadna ochrona klimatu i każdy zorientowany w polityce człowiek wie takie podstawowe sprawy. W krajach III-go świata wie o tym już bardzo dużo ludzi. Bo jeśli miliardowe populacje miałyby żyć na takim poziomie konsumpcji co USA, to surowce naturalne bardzo szybko by się skurczyły. Zachód nie jest głupi i chce mieć te surowce dla siebie na jak dłużej. Tylko dla wiarygodności w oczach świata zaczyna od siebie... Przecież to takie proste sprawy.
Bardziej przyszłościowe dla Unii jest wytwarzanie społeczeństwa które czuje i rozumie sens dyrektyw, niż takiego, które je bezmyślnie implementuje. Unia nie buduje takiego społeczeństwa i dlatego jej projekt geopolityczny będzie ulotny, chyba że to zmieni. Dlatego Unia zanim wyśle do Polski jakąś dyrektywę przeciwpowodziową, najpierw powinna zadbać o podstawy edukacyjne (np. organizowanie konferencji dot. metod ochrony przeciwpowodziowej z udziałem naszych naukowców i władz od szczebla gminy wzwyż plus media, żeby społeczeństwo też wiedziało o co biega, a nie cieszyło się z regulacji rzeki mówiąc, że "wreszcie naprawili rzekę"), tak aby ludzie zaangażowali się w implementację dyrektywy z pasją i zrozumieniem, a nie żeby tylko odhaczali te, które przetłumaczono od niechcenia na język polski. To jest przecież bez sensu. Jeśli bowiem nie ma odwrotu przed globalizacją bo mędrcy się uparli jak małe dzieci, to niechże będzie ona w jakiś sposób mądrze prowadzona, a nie na dziko i bez głowy. W przeciwnym razie środki jakie będą musieli zastosować światowi przywódcy będą bardzo kosztowne i projekt może się zawalić z braku mocy sprawczej.
Ja bym sobie życzył, żeby ludzie w ogóle, cokolwiek robią, robili to z zaangażowaniem. Nie chciałbym, aby społeczeństwo miało poziom świadomości poddanych Faranona lub średniowiecznych wiernych Kościoła Rzymskokatolickiego, bo wtedy elita coraz bardziej oddala się od świadomości ludzi. Historia świata pokazuje, że elita mierzy swoje projekty na miarę chwil bieżących i nigdy nie inwestuje w realną wymianę intelektualną z ludźmi. Sama indoktrynacja jest gówno warta, czy spod piramidy w Gizie, czy średniowiecznego konfesjonału, czy z telewizora dziś lub wcześniejszej szkolnej tresury sześciolatków... bo to, choć przynosi krótkotrwały ład społeczny, produkuje społeczeństwo bezrefleksyjnych niewolników, którzy o ile nie podskakują za bardzo, to nigdy nie będą w stanie zainspirować i iść ramię w ramię z elitą. Zwykle jednak zwyciężają korzyści doraźne, dlatego wszystkie wielkie imperia musiały upaść. I jeśli mamy kolejny projekt tego typu, to niestety koniec będzie tak samo żenujący. Gdybym ja miał pod sobą bezmyślnych, zindoktrynowanych niewolników bardzo bym się bał o trwałość swojego projektu... choć w chwili bieżącej żyłbym jak pączek w maśle. No i elity europejskie też żyją jak pączki w maśle, a UE ma w sobie śmiertelną chorobę wszystkich poprzednich imperiów. Widocznie tak już musi być...
Lepiej jest mieć u bok kompanów, którzy podzielają nasz pogląd poprzez rozum, niż zindoktrynowanych baranów, którzy w każdej chwili mogą się przebudzić. Jeśli kogoś przekonamy do siebie poprzez rozum, to już takiego niebezpieczeństwa nie ma i projekt jest trwały. Emocje i zachwyt to może być fundament cyrku wędrownego, a nie projektu cywilizacyjnego.
Odpowiedz na pytanie, co zrobiła Unia Europejska w celu podniesienia świadomości ekologicznej społeczeństwa w Polsce i ludzi zajmujących się gospodarką wodną, a wtedy będziesz miał odpowiedź, czy jest to projekt poważny, czy robiony byle jak i w pośpiechu. Dziwi mnie, że UE robią w dużej mierze Niemcy, znani z zasady "powoli, powoli, ale do przodu". Nie wiem, może prawdziwi, tradycyjni Niemcy z którymi bitwy toczyli nasi przodkowie wyginęli? Nie wiem co się dzieje, Europa traci chyba ducha. Nie ma już wojen i królów, ale tożsamości też chyba niedługo nie będzie. Wkradła się bylejakość, równość i brak energii społecznej.
Prawdziwa elita nie wymusza pokłonów i nie tresuje ludzi jak zwierząt, ani ich nie indoktrynuje swoimi bzdurami. Prawdziwa elita jest w stanie wyjść do ludu i go przekonać tak, że ten lud widząc elitę sam od siebie, bez żadnej medialnej reklamy, zaczyna ją nazywać elitą.
A kto będzie się dzisiaj bił za Hermana Van Rompuy'ego ?? Wielu ludzi nawet nie wie kto to jest....
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek