prezes napisał:
Ile można wziąć ryb z łowiska? - to bardzo ciekawe pytanie. Dodałbym jeszcze jakie ryby w łowisku zostawiać????
Nie jestem specjalistą mogę więc -jak zdecydowana większość - fantazjować.
Po pierwsze:
Jeżeli ryba w łowisku odbywa tarło naturalne - chroniłbym osobniki najbardziej produktywne , dbał o ich kondycję ( dłuższy okres ochronny ) i pilnował jakości i spokoju tarlisk.
Po drugie:
Jeżeli z różnych powodów ryba nie odbywa naturalnego tarła wszystko zależy od: wielkości zarybień, presji wędkarskiej , żyzności wody itp.
Ile ryb można zabrać z łowiska?????
Pytanie trudne , ale przecież nie ma chyba nikogo kto autorytatywnie może powiedzieć , że z rzek o profilu NO KILL w różny sposób nie ubywa ryb?
prezes
Drogi Tadziu,
To całkiem zasadnicze pytania i zastrzeżenia. Leżące u podstaw rozumowania dotyczącego C&R. Najpierw C&R obejmowało (często nadal obejmuje) tylko te ryby, których ubytek w wodzie jest intuicyjnie wiązane z nadmiernymi odłowami i z następstwami w wodach. Ten zakres C&R obejmuje ryby niewymiarowe i w okresie rozrodu ("ochronnym") ... Nierzadko okres ochrony jest dłuższy niż ichtiologiczny czy "ustawowy" okres dotyczący rozrodu, co ma wielorakie uzasadnienia, w tym takie, żeby nie zabierać nadmiernej liczby ryb z wody ... Również bywa, że wymiary minimalne, określane jako "gospodarcze" są różne (większe/obejmujące dodatkowe części populacji) ograniczają eksploatację. Jakoś nikt nie zadaje pytań o przezywalność (śmiertelność) wypuszczanych ryb objętych wymiarami/okresami ochronnymi.
Z czasem okazało się, że środowisko kurczy się, a liczba chętnych, łowiących ryby, zwiększa się ... Z tego wyniknęły decyzjew dotyczące nie tylko okresów ochronnych i sezonu połowowego, ale i całkowitego powstrzymania się od zabierania ryb, bo "ryba jest zbyt cenna, żeby ją złowić tylko raz", jak mówi słynne powiedzenie amerykańskich praktyków gospodarowania łowiskami, którzy ponad pół wieku temu wprowadzili całkiwite C&R w niektórych rzekach (w innych stosują sposoby, o których też napisałem niżej).
Szczegółowe analizy zasobności wód wymagałyby znajomości konkretnych danych, ale na potrzeby dyskusji na forum i opisania różnic, oraz opisania zasad wystarczą uproszczone symulacje. Oczywiście, łowienie ryb nie jest zupełnie "neutralne" i wywołuje śmiertelność, ale zdecydowanie mniejszą i wolniej przebiegającą niż wynikająca z zabierania złowionych ryb.
Weźmy za przykład takie wody "lubelskie", które mają, wszystkie, około 70 ha. Załóżmy, że można z nich zabrać 1000 pstrągów, czyli około 15 z hektara. I "ubiega się" o nie 1000 wędkarzy "lubelskich", a każdy z nich spędza na tych wodach 15 dni w roku (śmieszne, nieprawdaż, bo wielu zagorzałych łowców taką liczbę dni łowienia uzyskuje już w lutym... są pierwsi w "wyścigu" do ograniczonych zasobów).
Jeśli złowione, dostępne ryby zostaną zabrane po złowieniu, to wypadnie średnio po 1 pstrągu "na głowę" (oczywiście, będa tacy, którzy złowią więcej, oraz tacy, którzy nie złowią nic). Niemniej jednak, przy tych założeniach efekt wędkowania to będzie "totalnbe bezrybie", bo jednodniowy "wysiłek połowowy" przyniesie ....... 0,07 pstrąga. Inaczej - 1 pstrąga na 15 dni łowienia. I nawet jeśli będa tacy, którzy tych pstrągów wyłowią 15 czy 20, bo "wyprzedzą" innych w tej "rywalizacji", to przeciętnych wartości nie da się przekroczyć - równolegle będzie wielu, którzy nie zobaczą ani "ogona" ...
Natomiast, zakładając 10% śmiertelność pstrągów po każdym złowieniu i wypuszczeniu, ubytek połowy tych ryb, czyli ok. 500, przyniesie ponad 5600 "złowień", którymi będa mogli podzielić się wędkujący. Natomiast ubytek 70% ryb, czyli 700 spośró tego 1000, przyniesie prawie 7500 "złowień". W pierwszym przypadku średni połów wędkarza w ciągu dnia łowienia zwiększy się z 0,07 ryby do prawie 0,4 ryby, czyli 2 ryby na 5 dni łowienia, zaś w drugim - 0,5 ryby na dzień, czyli jedna ryba co dwa dni łowienia. Oczywiście, średnio, czyli wielu wędkarzy złowi ryby codziennie, inni rzadziej, ale nie będą mieli poczucia zupełnego bezrybia. Gdyby taki model łowienia miał doprowadzić do tego, że wyginęłyby wszystkie 1000 ryb, to "dostarczyłyby" prawie 10 000 "złowień", czyli średni połów wyniósłby 2/3 ryby dziennie, czyli 2 ryby w ciągu trzech dni. Zamiast 1 ryby na 15 dni, jak przy zabieraniu ich.
To tylko jedno z rozwiązań. Oczywiście, można ograniczyć ... łowienie, tak żeby na przykład średni połów z zabieraniem mógł wynieść 0,5 ryby dziennie, ale wtedy 1000 ryb "dałoby" 2000 dni łowienia, czyli tyle, żeby 200 wędkarzy mogło łowić po 10 dni w roku. Oczywiście, tych 200 wędkarzy musiałoby pokryć całośc kosztów gospodarowania, ochrony itp. N.b. w okresie "prosperity" wód pstrągowych lubelszczyzny, kiedy mało kto o nich wiedział, proporcje wyglądały właśnie podobnie do tych wyliczeń ... łowiło około 150 ludzi, rzadko, a warunki dla ryby były lepsze ... wcześniej nie łowił ich prawie nikt ... i to "ograniczenie łowienia", a nie "zabierania" czy "niezabierania" jest najważniejszym czynnikiem zachowania zasobów ...
Ewentualnie można uzupełniac zasoby ryb w ciągu sezonu, jednak w tym celu, żeby 1000 wędkarzy, łowiących średnio 15 dni w roku mogło złowić i zabrać po 0,5 ryby dziennie, łatwo policzyć, że potrzebne byłoby wpuszczenie w sezonie około 20 000 ryb w te rzeki, w kilkudziesięciu "porcjach" wpuszczanych co tydzień - dwa, ( z ogromem kosztów, wysiłku organizacyjnego itp.). Przy tej ilości liczba ryb "rodzimych" stanowiłaby nieistotny "margines" ...
Jeśli ogranie się te wielkie liczby to łątwo sobie uświadomić, że żadne limity dzienne, ani wymiary, nie są w stanie zapewnić "rybnosci wód" ...
Również C&R obejmujące całość populacji ryb tylko spowoduje "względne zwiekszenie" odczuwania obecności ryb, ale nie jest żadnym panaceum. Jeśli wędkarz łowi średnio mniej niż jedną rybę dziennie, to nie ma poczucia łowienia w zasobnej wodzie.
Pozdrawiam serdecznie
Jurek Kowalski