Heh, niczym mnie niestety FORS nie zaskoczył. Podałem proste do zrozumienia przykładowe i jak najbardziej prawdziwe wyliczenia, uzasadniłem dlaczego na zdecydowanej większości polskich wód zabieranie choćby jednej ryby w sezonie oznacza degradację łowiska, zadałem pytanie o proponowane limity i wymiary dla mających niby powstać "ciekawych" łowisk na Mazowszu i Małopolsce i jakie kontrargumenty dostałem w zamian? W skrócie:
1. Nie przywitałeś się.
2. Jak ja łowię pstrągi, to robaczkarze uciekają.
3. U mnie jeszcze są pstrągi, więc można czasem zabijać.
4. No - killowcy to ortodoksi i zwyrodnialcy, bo łowią ryby, a nie zabijają ich.
5. Nic nie wiesz, nic nie rozumiesz, nigdzie nie byłeś (to akurat nie do mnie).
Rzeczywiście, bardzo merytoryczna dyskusja. Dla mnie to jest aż śmieszne, że ludzie, którzy deklarują zabicie jednego czy dwóch pstrągów na sezon, nie są jednak w stanie zrezygnować z tego kilograma czy półtora mięsa, natomiast prawa do niego bronią jak niepodległości. Zarzucacie mi ideologiczne podejście, radykalizm, a przecież tu chodzi o zwykły zdrowy rozsądek! Nie będę obalał tych "argumentów", bo są po prostu śmieszne i zostały na każdym wędkarskim forum obalone już po stokroć. Chcecie bić ryby? Bijcie. Ja wam tego nie zabronię, ja tego nie zmienię. Ale nie próbujcie dobudowywać do tego ideologii bo jest to skazane na niepowodzenie. Fakty są oczywiste. Przy obecnej presji na rzeki, ryb jest po prostu zdecydowanie za mało by można je zabijać bez zubożania łowisk. Proste. Nie ma tu znaczenia że Eizenhauer zna podobno jakąś rzeczkę, gdzie według jego opinii zabranie 1-2 pstrągów na sezon nie robi wodzie krzywdy. Nawet jeśli to prawda, to takich wód jest śmiesznie mało w porównaniu do bezrybnej, zarżniętej większości. Tu nie chodzi o to kto wypuszcza ryby z ideologicznych przekonań, kto dlatego że jest radykałem, a kto z innego powodu. Ważne jest to, że przy obecnym stanie przytłaczającej większości polskich rzek pstrągowych, tylko wypuszczanie pstrągów może dać szansę na stworzenie sensownych łowisk. Musi być też oczywiście spełnione szereg innych warunków (przede wszystkim kontrola), ale szeroko zakrojony no-kill to niestety podstawa. Bez tego nic się nie uda. Niezależnie od tego czy się to komuś podoba czy nie. Spodziewam się że wkrótce pojawią się tu oczywiście kolejne posty z argumentami dotyczącymi słuszności zabijania ryb. Może 10 lat temu, albo za 10 lat, miały by one rację bytu. Dziś wszystkie będą naciągane, jeśli nie infantylne. Wiecie dlaczego? BO NIE MA NA DZIEŃ DZISIEJSZY SŁUSZNYCH ARGUMENTÓW DLA ZABIJANIA PSTRĄGÓW W POLSCE. To nie jest moja obserwacja, to nie jest moje widzimisię, to nie jest próba narzucania komukolwiek czegokolwiek. To jest niestety fakt. Dziękuję, do widzenia.