Czytałem dzisiaj trochę przepisów obowiązujących w WPN. Wynika z nich, że trzeba zapomnieć o łowieniu zarówno z brzegu jak i w odległości 1 Mm od niego. Większej bzdury wymyślić już nie można było. Co roku kamieniste plaże pod klifem są rozdeptywane, dewastowane i zanieczyszczane przez tabuny letników a zauważa się jedynie mikroskopijną grupę zapaleńców, w większości wielbicieli natury. I właśnie im rzuca się kłody pod nogi. Jakby pan dyrektor nie wiedział, spieszę poinformować, że wędkarze nie dybią na drogocenne kury rogacze, alozy czy jesiotra niewidzianego tu zresztą od wielu lat. Żubry też nie są w orbicie naszych zainteresowań. Trocie, płocie czy okonie nie są raczej na wymarciu i nie widzę żadnej podstawy by chronić te gatunki w sposób permanentny.
Niestety jesteśmy traktowani jak wrzód na tyłku. Tak jest w zasadzie od zawsze. Zarządzający wodami nie dostrzegają jaką możemy być żyłą złota dla nich. Widzą bandę opętanych niezrozumiałą rządzą natrętów w kaloszach, na dodatek z kijami a to niczego dobrego nie wróży... Zerknijcie za granicę, jakie tam jest podejście do ludzi przynoszących własne pieniądze by otrzymać coś w zamian. Przyjadą na lotnisko, odwiozą, jest domek, jest łódka, jest przewodnik, dobra rada... W parkach narodowych również. A może w nich przede wszystkim? My tradycyjnie idziemy pod prąd. Możesz coś dostać, pod warunkiem, że będzie to NIC.