Rzeczywiście coś z tymi podziękowaniami jest nie tak. Czasem wchodzą, a czasem nie. Niektórzy koledzy w ogóle nie mogą wejść na 15 stronę. Zgłaszałem ten problem Aminowi, ale jakoś nic się nie zmienia. Zostawmy jednak te sprawy techniczne, bo nie o to przecież chodzi. Kolega
AdamCzeski podpuszcza mnie, abym łowił jeszcze większe ryby, ale się chyba już nie da.
W Root River nadal wody jak na lekarstwo i ryby słabo wchodzą. Na punkcie odłowu na razie odłowiono tylko ok. 600 ryb.
dnr.wi.gov/topic/fishing/lakemichigan/rootriverreport.html
Dzisiaj znowu mnie „ poniosło” więc nad Milwaukee River. Jeszcze przed świtem w Estabrook Park ostrożnie wchodzę do wody, tak, aby nie spłoszyć śpiącej czapli.
Mgła jeszcze spowijała rzekę, jak wyjmuję czarną 89 cm samicę łososia.
Po kilkunastu minutach piękna 77 cm samiczka potoka skusiła się na czarną pijawkę.
Gdy słoneczko dobrze zagrzało trafia się 71cm samczyk łososia ( jakiś strasznie mały na tym zdjęciu ).
Zmieniam miejsce i jadę tam, gdzie byłem przedwczoraj ( Kletzch Park). Tutaj głównie wietnamsko-koreańsko, a może japońskie towarzystwo.
Przechodze przez rzekę i staje na drugim brzegu. Po pewnym czasie uderzenie. Wiele przeżyłem odjazdów, ale takiego chyba jeszcze nie. Pomimo hamulca w kołowrotku prawie na maxa linka i podkład znikał z niesamowitą prędkością. Po kilku sekundach ryba była ze 100 metrów w dole, a ja zobaczyłem koniec podkładu na kołowrotku. W szalonym tempie bieg w dól rzeki. I stało się. Zawadziłem o kamień, siła rozpędu rzuciła mnie szczupakiem do przodu, puściłem wędkę, a ta jak torpeda popłynęła z prędkością dźwięku. Wędkarzowi, który był w dole udało się ją jednak złapać ( kosztowało mnie to potem kilka much), a ja mokry jak szczur doczłapałem się do niego. Gdy ryba znowu poczuła opór ze zdwojona siłą nadal parła w dól. Wyjąłem ją po zrobieniu dobrych 300 metrów. Nie był to wcale taki potwór, bo samiczka miała 101 cm. Siła była w niej jednak okrutna.
Potem trafia się fajny samczyk 93 cm.
Gdy już wracałem przez rzekę do samochodu „ nieopacznie” rzuciłem muchą i trafiła się kolejna 91 cm samiczka, przez którą której hol musiałem trochę opóźnić swój powrót do domu.
Kolega
Lachs ma rację, człowiek się starzeje i zdrowie nie te. Ja już sam sobie współczuję, że jeszcze jeżdżę na ryby, ale co zrobić. W rzece pojawiło się także trochę steelheada i kolorowych łososi coho. Fajnie widać jak takie różowe rybki wyskakują nad wodę. Oczywiście kilka porządnych łososi poszło dzisiaj także z przyponami, ale to w tych warunkach " normalka". Jak to mówią „wodą cześć” i do przyszłego tygodnia.