Kolejny dzień jesiennego sezonu pstrągowo - łososiowego. Troszkę u nas popadało i wybrałem się dziś nad Root River. Zamiar był następujący. Jadę w górę rzeki i nigdzie po drodze nie staje. Jednak po drodze trzeba przejechać przy dolnym odcinku rzeki. Jadę więc i coś mnie podkusiło spojrzeć na wodę podczas jazdy i zauważyłem spław ryby. Nie wytrzymałem i zatrzymałem się. Zmontowałem sprzęt i do wody. Rzeczywiście jakaś większa ryba spławia się. Po kilku rzutach na czarną pijawkę siada. Piękne wygięcie kija, odjazd tylko na kilka metrów, wyskok i widzę samca pstrąga. Kilka minut holu i ląduję. W rzeczywistości ładniejszy niż wyszedł na zdjęciu. 70- 71 cm.
Za chwile przychodzi wędkarz narodowości rosyjskiej. W sumie miły, ale wszedł mi w łowisko i wszystko wystraszył. Schodzę kilkadziesiąt metrów w dół z ogromny kamień. Pierwszy rzut na pijawkę i uderzenie. Widzę, że samiczka pstrąga, mniej więcej tej samej długości. Ta jednak walczy o wiele słabiej i po chwili ją ląduje. Sam robię jej fotkę i nie widzę, że wychodzi mi trochę 'zamulona".
Wracam się do kamienia i znowu za pierwszym rzutem uderzenie. Wyskoki i młynki ( znów na czarną pijawkę ). Samczyk łososia coho w pięknej barwie godowej. Wysnuwa linkę, bo prawdę pisząc bawię się z nim. W końcu ląduje. Nie wygląda na swoja długość, ale miał 71 cm.
Jestem ok. 30 minut na rybach i już trzy wyjęte. Miałem już tak kilka razy i do końca dnia nic, ale dzisiaj będzie, myślę sobie, chyba inaczej. Coho tak pluskał i skakał, że chyba wypłoszył wszystkie ryby w okolicy, bo następne pół godziny nic. Wracam na miejsce, gdzie złapałem pierwszego. Tutaj także nic. Idę w górę. Tam także nic. Postanawiam zrealizować pierwotny plan i jadę w górę. Znowu mnie podkusiło, aby przejechać przy środkowym odcinku. Tutaj widzę kilka zaparkowanych samochodów. Muszą być ryby jak są wędkarze. Wysiadam i w polaroidach w dołku widzę cień. Dobra moja. Rzucam i przycinam łososia chinook. Schodzi mi jednak po krótkiej walce. Idę wzdłuż rzeki i 'macam" miejsca. Za kolejnym rzutem walnięcie. Wody mało, a łosoś pruje w dół jak statek podwodny, rozbryzgując wodę. Po kilkunastu metrach przytrzymałem go i w wyniku " wzajemnego mocowania się " przez kilkanaście minut wyjąłem. Jeszcze "świeży" samiec chinooka, musiał wejść ostatniej doby do rzeki. Równe 80 cm.
Teraz jeszcze jeden i do domu. Za chwile mam takiego z metr chinooka. Można powiedzieć torpeda razem z łodzią podwodna. Niestety po wyciągnięciu linki z częścią podkładu spina się. Musiał wejść także w nocy, bo silny był nieprzeciętnie. Chodzę tak na odcinku ok. 50 metrów i zacinam rybę. Ta jednak słabiutka w porównaniu do poprzednich. Długa ( jak się później okazało 68 cm ), ale chuda.
Jest ok.11 . Pochodziłem jeszcze wzdłuż rzeki, porozmawiałem z wędkarzami i wróciłem do domu. W górę rzeki dzisiaj nie dotarłem. Może następnym razem.