Virus virusem, a na ryby trzeba jechać. To tak oczywiście żartem, bo pandemia rzecz straszna.
Raniutko jestem nad Root River. Wędkarzy nie widać albo z powodu virusa, a może braku ryb ( raczej tutaj niemożliwe). W sumie spotkałem podczas łowienia 3 osoby i wszyscy pochodzili z kraju nad Wisłą ( odważny naród).
Od razu udaję się na „swój” dołek. Wielokrotnie na nim poławiałem i pewnie go poznajecie.
Łowię z pół godziny i nic. Nie liczę trzech brzan, ale to przecież „ nie ryby”.
Zakładam dawno nie próbowaną muchę imitację ikry brzany, ale w kolorze zielono-fluoroscencyjnym.
Zapomniałem wspomnieć, że woda brudna jak kawa z mlekiem, a prąd zcina z nóg. Musiałem używać kijka do podparcia, abym nie „popłynął”.
I na tą muchę branie. Przytrzymanie i ryba wali fikołki przy powierzchni. Widzę, że ładny, nie srebrna, lecz z tych ubarwionych na czerwono. Ryba muruje w dole i modlę się, aby nie zeszła w dół, bo tam mini wodospad przez który musiałbym przejść. A to teraz sprawa ryzykowna. Walczę z 2-3 minuty jak pstrąg idzie w górę. Hamulec gra i ja za nim. Raptem tragedia. Druga mucha zaczepiła o konar. Nie ma wyjścia. Muszę wejść głębiej. W jednej ręce kij, w drugiej wędka jak dochodzę do zaczepu. Ale jak odczepić, aby pstrąga nie stracić. Kijkiem do podparcia uderzam w zaczepiony przypon i pęka. Ryba uwolniona walczę dalej. Teraz niestety schodzi w dół i chociaż dzisiaj mam przypon 15 funtowy nie ma siły jej przytrzymać. Nie dość, że ryzykuję zarażeniem virusa wychodząc z domu, to teraz ryzykuje na tej szybkiej i niebezpiecznej wodzie. Wodospad przeszedłem, a właściwie to przebiegłem i ryba wykorzystując masę wody szła w dół. Jakakolwiek próba podebrania kończyła się niczym. Dopiero wędkarz stojący ok.150 metrów w dół rzeki
( widać go daleko na środku rzeki-ten mały czarny punkcik.Zdjęcie zrobione z miejsca brania ryby) podebrał go, bo ja już fizycznie byłem niezdolny z przemęczenia do niczego.
Duży, kolorowy, gruby samiec. Już chyba szykował się do tarła, bo podbrzusze "brudne"
Teraz chwila odpoczynku, oczywiście telefoniczne poinformowanie kolegów z Polski o wyniku i droga przez „mękę”, czyli powrót na stanowisko.
Stoję znowu przy dołku i znowu na taką muchę branie. Tym razem srebrny pstrąg pokusił się na przynętę. Niestety jak go przytrzymałem przypon pękł.
I to były wszystkie dzisiejsze moje ryby. Nie popisałem się tym wynikiem, bo widziałem, że inni mieli więcej. Cóż, nie zawsze dopisuje szczęście.
Na koniec dla rozruszania kolegów mały konkusik z nagrodą zza oceanu. Ile centymetrów miał złowiony pstrąg ( dla ułatwienia do metra to mu brakowało).