Już jestem koledzy. Dzisiaj będzie co pooglądać i poczytać, bo po tak długiej przerwie nie można napisać krótkiej relacji.
Jak wspominałem moim celem miała być Kenosha, ale zamieszki uniemożliwiły wyjazd. Ta mała mieścina stała się tak ważna w USA, że odwiedził ją Prezydent Trump i kontrkandydat z Partii Demokratycznej Biden. Politycy zawsze się pokazują tam, gdzie zadymy.
W każdym bądź razie zniesiono godzinę policyjna, więc naiwny na początku tygodnia pojechałem. Tylko wjechałem do Kenoschy od razu rzucił mi się w oczy widok sklepów. Wszystkie posiadały pozabijane płytą pażdzieżową okna.
Niektóre nawet pomalowane.
Wygląda to jak całe miasto było pozamykane.
Od czasu do czasu widok spalonego domu,
a na większości parkingów spalone samochody.
Dziwne trochę, ale wszystkie marki po spaleniu maja podobną barwę.
Na ulicach „żywego ducha” nie uświadczysz (oprócz przejeżdżających pojazdów), czasami czarnoskóry gdzieś się przemknie.
Prawdę mówiąc stracha dostałem i postanowiłem nie wysiadać z samochodu, i po wykonaniu kilku zdjęć w trakcie jazdy szybciutko wróciłem do domu. Jeszcze trzeba poczekać, aby biały człowiek mógł bez strachu połowić w Kenoschy. Może za kilka dni, zobaczymy. Takie to są uroki najstarszej nowożytnej demokracji i tutejszego „czarnego folkloru”.
Ale to przecież portal wędkarski, to coś o rybach.
Kumpel w piątek informuje mnie, że był w Racine po deszczu w czwartek i weszły łososie kingi do rzeki. Wyjął 2, ale około 10 nie dał rady wyjąć. Pytam się z czystej ciekawości i jakie duże weszły. Uzyskałem odpowiedz, że normalne.
Wczoraj nie mogłem pojechać, więc dzisiejszego ranka jestem nad rzeką. Ryby są, bo widać jak prą pod prąd, a grzbiety przecinają wodę. Piękny widok, ale wiem, że to tylko chwile potrwa, bo jak się rozwidni na dobre ryby pochowają się po dołach.
Zaczynam połów ( lubię ten moment, bo wiem, że za minute lub dwie będzie potwór na kiju) i jest. Metrowa samica szaleje w kipielach, raz, czy dwa wyskoczy, a muchówka 10 trzeszczy na granicy wytrzymałości. Oczywiście przy świeżych łososiach samemu nie ma szans podebrać potwora. Pomaga mi przygodny wędkarz. Bierze ją w podbierak, ryba walczy o życie i siatka podbieraka pęka. Łosoś wypływa z drugiej strony, a przypon strzela. Ok. Zdarza się. Szybko do samochodu po zapasowy podbierak ( nie raz mi to się już zdarzyło ). To tak a propos wątku dotyczącego podbieraka na trocie. Łowię dalej. Mam następne około metrowe dwa łososie, ale były silniejsze ode mnie. Raz się wypiął, następny zerwał przypon. Po raz czwarty branie. Ten siedzi pewnie i nie chce łatwo poddać się. Skacze wysoko jak foka przed rekinem, a uderzenia w wodę dudnią, aż echo niesie. Ten sam wędkarz znowu pomaga mi wyjąc łososia ( wyjął potem mi resztę), ryba wali ciałem w podbieraku i drugiego siatka pęka. Gumowe siatki podbieraków są może ładne, ale moich ryb nie wytrzymują. Muszę zmienić rodzaj siatki. Tym razem znajomy rzuca się na wypływającą rybę i ciałem przydusza łososia do podłoża. Mamy go. Samiec 101 cm. Mam pierwszą metrówkę tego sezonu.
Potem jak zawsze kilka strat much i ryb. Kolejne wyjęte trofeum to 98 cm samiczka. Ta szybko się poddała jak na dzisiejsze warunki.
Łowię oczywiście dalej. Jest walnięcie i oczywiście kilkudziesięciu metrowy odjazd. Z czego robią te kije, że wytrzymują takie klocki. Ten po kilkuminutowej walce w kipielach postanowił spłynąć w dół. Kosztowało mnie to 100 metrowym zejściem po kamieniach w rzece, ale go wyjąłem. Drugi 101 cm.
Kolejny wyjęty samiec łososia, ale to maluszek ( 96 cm) i do tego nie za piękny.
Wędkarz z boku postanawia w wodzie wyjąć papierosy z tylnej kieszeni kamizelki. Sztuka to nie lada, ale nałóg nie poczeka.
Nie widać wędki, bo rąk zabrakło i trzymał ją pod wodą między kolanami.
Dobrze, że ja już nie palę.
Dzień fajny, ale słoneczko już wzeszło i rybek jakby mniej. Nic nie widać, chociaż co chwilę coś się wiesza. Ale wygrywają walki.
I na koniec trafia się największy tego dnia samiec. Pięknie szeroki ( na zdjęciu tak nie wyszło), skaczący i dający popalić podczas holu. A co to był za hol. Poezja dźwięku kołowrotka, prawie jego śpiew. Obroty z saltami w powietrzu i okrzyki podziwu gapiów. Piękne zakończenie dnia. 103 cm łososia kinga.
Starczy na dzisiaj, bo ręka od holi boli, a popołudnie wypada spędzić z rodziną.
Konkurs wygrywa kolega Daww93, który tak napisał „Niedziela jak pisałem wcześniej będzie coś ale bez szału”. Rzeczywiście było coś, ale z tym szałem, to sam nie wiem. Nagroda oczywiście zostanie przesłana po podaniu adresu na priv.