Poruszyliście istotny temat - przynęty. Ja już wielokrotnie pisałem na łamach P&L na ten temat, przedstawiając niektóre rozwiązania zagraniczne. Wśród propozycji złożonych w 2011 r. przez Podkomisję do OM (też uznanych za demagogię) było m.in.:
- ustanowienie odcinków muchowych na Rządzy, Swidrze i Jeziorce,
- Odcinki C&R ze sztuczną przynętą: dopuszcza się połów z jedną sztuczną przynętę uzbrojoną w pojedynczy haczyk bezzadziorowy. (dosłowny zapis w propozycji)
- wprowadzenie ograniczeń okresowych (wiosną) przy użyciu spinningu.
Ogólnie przyjęte w cywilizowanym świecie jest to, że złowienie ryby powinno być sztuką, dziełem kunsztu i wysokich umiejętności wędkarza. Z tego powodu w wielu wodach o dużej presji stosuje się właśnie różne ograniczenia techniczne (w tym np. też zakaz wchodzenia do wody).
W przypadku małych wód bieżących to właśnie ograniczenia w zakresie przynęty powinny stanowić jedną z najważniejszych metod ochrony ryb (niezależnie od tego czy jest No-Kill, czy go nie ma). Różne odcinki Rządzy, Swidra i Jeziorki, z uwagi na skalę trudności, aż się proszą, by można tam było łowić tylko na sztuczną muszkę, w dodatku jedną. I wtedy mógłbym powiedzieć - pokażcie Panowie, czy umiecie łowić!
Czasem odnoszę wrażenie (może się mylę, ale wpisuje się to w ocenę podaną wcześniej przez jednego z Dyskutantów, że to głównie młodzi promują NO-Kill), że największymi zwolennikami No-Kill są początkujący wędkarze, albo ci, którym sprawia trudność złowienie ryby chytrzejszej, niż oni sami. W ogóle to obserwuję tendencję, że wędkarze najchętniej łowiliby duże i głupie ryby. Stanie kilka godzin nad jednym dołkiem, gdzie jest gladiator godny Mistrza Waltona, jest czymś, co przerasta niejednego wędkarza, mającego wysokie mniemanie o swoich umiejętnościach, a jeszcze większe aspiracje do łowienia wieeeeelkich ryb.