dmychu napisał:Z drugiej strony zastanawiam się czy te programy mają na celu przerobienie pieniędzy, czy też faktyczną restytucję ryb wędrownych? Bo jeżeli ten program z pieniędzy podatniczych nie jest zsynchronizowany z programem burzenia MEW-ek i progów, to to nie jest program restytucji, tylko jeden z wielu etapów ładnie się nazywającego podłączenia populacji ryb do zarybieniowej kroplówki.
Ja zadaje sobie jesze jedno pytanie, czy kiedykolwiek uda nam się odciąć od tej - jak to nazwałeś - kroplówki zarybieniowej.
Od dawna wiadomo, że eksploatacja wędkarska w łowiskach o obecnym stanie, prowadzi do zubożenia populacji ryb w zbiorniku. Czy jesteśmy wstanie przywrócić pierwotną równowagę i jeszce wykorzystywać populację. Jeśli tak, to o ile trzeba zmniejszyć limity nam i rybakom. Gdy wprowadzimy kompletny no kill, to wielu wędkarzy zrezygnuje z tego sportu (80-90% ślepy strzał)
Czy wtedy ktoś przejmie się krzykiem garstki ludzi, którzy widzą w czystej energii zło. Kto będzie łożył pieniądze na ochrone rzek przed kłusownictwem. No i w końcu skąd wziąć kasę na zarybienia zgodne z operatem, a wiemy czym skutkuje nie wywiązanie się z operatu.
Dlatego na obecną chwilę nie jestem za obligatoryjnym wprowadzeniem no kill, ani wyróżniania jakielkolwiek metody połowu nad inną, a zwłaszcza tak pokrewnych metod jak spin i mucha. I tak już jest trochę niesprawiedliwie, na korzyść muchy. Ale rozumiem dlaczego.
Sam jednak stosuje wybiórcze no kill, lub jak kto woli puszcam ryby określonych gatunków, a do innych obostrzam limity radykalnie. Po prostu zdaje sobie sprawę, ze jeśli ubije ryby z moich łowisk w jednym sezonie, to ich nie będzie za rok.