Wiśnia73 napisał:(...)Można apelować, aby ludzie przenosili się do kół zrzeszających takich samych "wariatów". Zacznie się wypieranie skostniałych dziadów i w ten sposób, mocne koła będą miały przewagę w okręgu. Następowałaby tak jakby, reakcja łańcuchowa.(...)
Wojtku,
Też miałem już podobne koncepcje, założenie swojego koła PZW albo zapisanie się ze znajomymi do jednego istniejącego. Wciąż jednak chodzą mi po głowie pomysły i ja nigdy nie jestem tym samym człowiekiem, którym byłem wczoraj:lol:
Z nagromadzeniem kolegów o podobnych zapatrywaniach na wędkarstwo w jednym kole nie jest tak łatwo. Podzwoń po kolegach to się przekonasz, że nawet lubiany Wiśnia może mieć z tym problemy. Poza tym nie jestem do końca pewny czy to byłoby dobre. Gdyby na przykład "bojowo" nastawiona grupa niecierpliwych reformatorów zapisała się nagle do jednego koła i przyszła gremialnie na zebranie, mogłoby dojść do wywołania poczucia zagrożenia nie tylko w kole ale i w okręgu. Taka grupa może kojarzyć się z... przejęciem władzy, a tutaj może wywołać się niezła walka, nawet ze skutkiem likwidacji koła włącznie. A jak wiadomo Prezydium Zarządu Okręgu może koło rozwiązać, powód zawsze się znajdzie...
Być może lepsze jest działanie w rozproszeniu - niech każdy działa tam, gdzie jest lub chce być, bez namawiania się na wstąpienie do jednego koła. Gdy jedna lub dwie osoby zaczną stopniowo pojawiać się w życiu jakiegoś koła, w innym miejscu jedna osoba itd., to poczucie zagrożenia raczej się nie pojawi. Tymczasem można zacząć się przyjaźnić z zastanymi władzami koła, pokazywać się na zebraniach, zawodach o ile ktoś lubi, pojechać na ryby z prezesem, skarbnikiem itd. I na początku nic nie głosić, tylko pokazywać w sposób naturalny swoje wędkarskie postępowanie. Oscentacyjnie posprzątać po sobie stanowisko. Z uśmiechem wypuścić rybę. Tak, tak. Wziąć leśnego dziadka na ryby, palić z nim szlugi, polubieć go i cały czas uparcie robić swoje. Za jakiś czas zaczną nas naśladować i wtedy nie będziemy musieli się z nikim kłócić. Warunek: trzeba być lubianym, jeździć na ryby z różnymi kolegami z koła i świecić przykładem. Minie rok, dwa a staniecie się światełkami w swoich kołach, lubianymi facetami z którymi każdy chce połowić i poimprezować. Być może nie ma sensu aby światełka gromadziły się w jednym miejscu, bo to raz, że oślepia i wzbudza niepokój, jak też powoduje pozostawienie innych kół w całkowitej ciemności. Więc niech może każdy z nas pójdzie do swojego koła PZW lub do takiego które sobie upatrzył i tam niech stanie się duszą towarzystwa. A uśmiechniętego, każdy również z uśmiechem wysłucha. Leśne dziadki mają uczucia tak jak my i to można wykorzystać do reformy w koleżeńskiej atmosferze, zamiast życzyć im śmierci.
Ja nigdy mojego taty nie nauczałem wypuszczać ryb. On zabierał, ja większość wypuszczałem. Cieszyłem się z widoku odpływającej ryby. Nie wiem co czuł tata, gdy dorastający syn mówił do niego: "Patrz tata, jak ta ryba majestatycznie odpływa." Z czasem bez żadnych kłótni i waśni zauważyłem, że czasami, nie tak często jak ja, ale zawsze jednak... tata wypuszczał niektóre ryby do wzięcia, co mu się kiedyś rzadko zdarzało. Widziałem w jego oczach radość z obserwacji ryby, która odpływa. To był sukces. Bez żadnego wystrzału, bez żadnej kłótni i nachalnego głoszenia. Ot byłem sobą i przyjaźniłem się z tatą.
Bądźmy sobą i przyjaźnijmy się z kolegami z naszych kół PZW. Nie uciekajmy i nie omawiajmy ICH mentalności na boku, w gronie niezadowolonych. To jest nie ładnie. Zamiast obgadywać starszych ludzi, idźmy do nich i pokażmy im naszą mentalność. I bądźmy twardzi, pamiętając kim jesteśmy. Bo jeżeli będziemy mięccy, to my sie od nich nauczymy złych nawyków. Ale jak będziemy stali prosto na nogach, to oni zaczną nas naśladować.
Odradzam walki podjazdowe, bo mają one krótki termin ważności. O wiele ważniejsza jest pozytywna moda, ponieważ gdy ludzie polubią nasze spojrzenie na świat i sami zaczną go używać, a wtedy wszystko zacznie pracować niby samoistnie.
I jeszcse jedno, co chciałbym jako młody zapamiętać i aby inni młodzi też to zapamiętali. Fragment wiersza
Adama Asnyka "Do młodych":
(...)
Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
Choć macie sami doskonalsze wznieść;
(...)
Pojawiając się w jakimś kole PZW jak Filip z konopii nie można wchodzić z buciorami jak do karczmy. Jeżeli docenimy innych ludzi i będziemy słuchać co nam mówią, oni również nas docenią i wysłuchają. Ale jeżeli będziemy chcieli z nimi walczyć metodą noża w plecy, sami możemy kiedyś otrzymać podobną zapłatę.
Jezus mówił, że "Kto mieczem wojuje, od miecza ginie." - wciąż tak mało ludzi to rozumie....
Jeżeli ktoś całe życie robił zawody z wódką i zakąską, to nie mówy mu, że jest zrąbanym głupkiem, nawet jeżeli bardzo nie lubimy zawodów wędkarskich za pieniądze koła. Postarajmy się docenić również tą aktywność, nie dając do zrozumienia innym, że wszystko co robili w życiu było nic nie warte. W ten sposób nikt się na nas nie otworzy. Jeżeli leśny dziadek ma swoich kolegów, którzy odznaczali go medalami i klepali po plecach, to on nie przeżyje frontalnej i agresywnej krytyki młodego człowieka, może nawet odejść na zawał. Respektując te wszystkie wieńce i odznaczenia, szanując starszych i będąc miłym człowiekiem, będziemy mieli posłuch i zielone światło na niejedną reformę.
I nie można wykorzystywać tego, że jak to powiedział Artur, oni nie mają jaj... Trzeba budować tak, aby ludzie odczuwali jednak jakąś satysfakcję. Jeżeli zdobędziemy przewagę, ale wzbudzimy przeciwko sobie armię wrogów, to wystarczy, że na ich czele stanie jakiś ni z gruchy ni z pietruchy ekstrawagancki profesor lubiący łowić na przepływankę, który zmiecie nas i nasz górski obwód rybacki. Trwałość struktury społecznej nie polega na powszechnym niezadowoleniu, bo to prędzej czy później doprowadzi do rozpadu. Oczywiście jeżeli to niezadowolenie jest nieuzasadnione, to udowadniając swoją rację, można mieć silniejszą moralnie pozycję. Na przykład nie można wymagać by kupić 100 tys. narybku pstrąga za 10 zł bo to jest absurd. Ale jeżeli faktycznie będziemy się rozpychać łokciami, nic oprócz twardych łokci nie będzie na nas czekać.
Z jajami ale jednocześnie z pokorą, twardo a zarazem delikatnie. Tak jakby ojciec syna wychowywał - kocha ale przywalić też potrafi. Przede wszystkim się nie płaszczyć.
Wyprostowana postawa, mocny uścisk dłoni i wyraźne "Dzień dobry" - tak witamy się na zebraniu swojego koła. Niech myślą o nas: "Ten to jest konkretny facet". A konkretnych facetów się lubi i słucha.
Nie zostawmy naszych kół PZW samym sobie. Uciekać jest najłatwiej.
Życzę powodzenia.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek