Bardzo dobry temat. Mam wrażenie, być może mylne, że bezpieczeństwo podczasa łowienia ryb schodzi często na drugi plan. A tymczasem... Pamiętam, jednego razu byłem na pstrągach z kolegą- kolega ma zaczep na gałęziach na przeciwległym brzegu, siłuje się i siłuje i postanawia "rwać", chwyta za żyłkę i ciągnie z całych sił. Ja odruchowo odwróciłem głowę, kolega nie. Obracam się i patrzę- kolega stoi z wbitą błystką prosto w nos. Zbaraniałem. Zadzior oczywiście głeboko w skórze. Nie widziałem szans na wyjęcie kotwiczki (przebić skórę grotem, zlikwidować zadzior i wycofać haczyk bez znieczulenia uznałem za barbarzyństwo, każde inne manipulacje zresztą też). Kolega trafił do Szpitala, gdzie bezpiecznie haczyk usunięto. Trafił w nos, a oko tylko o kilka cm wyżej... Teraz ta sytuacja brzmi jak anegdota i zawsze wzbudza kupę śmiechu, ale wtedy nad Redą nie było zbyt wesoło. Dlatego ja zawsze mam na nosie polaroidy- zawsze przed czymś ochronią i obowiązkowo podczas "rwania" przynęt odwracam i pochylam głowę.
Druga sprawa- psy! W tym roku dwukrotnie zostałem zaatakowany prze dobermany z "psiarni" vel "świniarni" nad Redą- prawy brzeg poniżej jazu. Latem zawsze można skoczyć do rzeki, a zimą?! Ja zręcznie wycofałem się krocząc powolutku do tyłu, nie odwracając się plecami do psów. Na nosie miałem... polaroidy, dzięki czemu ja mogłem obserwować psy, a one nie widziały moich oczu- podobno psy nie lubią, jak zagląda im się w oczy (?)
Myślę, że warto ostrzegać siebie przed tego typu zdarzeniami.
Pozdrawiam, Mateusz.
ps. przepraszam za długość tekstu