Jeśli już tak przetaczamy ciekawe sytuacje, a zarazem niebezpieczne i trochę śmieszne to chciałbym opisać mój przypadek.
Pewnego wypadu na pstrągi, stoję sobie w dole rzeczki, za plecami mam sporą polanę, pogoda pochmurna, koniec sierpnia. Nagle słyszę jak by biegło stado dzików czy czegoś, rozglądam się i nic nie widzę. Potem znowu tupanie ostre, jakieś syczenie, parchanie czy coś podobnego i to dosyć głośno. Pomyślałem, że może jakiś jeleń czy coś- ale gdzie? Znowu się rozglądam nic nie widzę (byłem w kapturze). W końcu całkowicie się obracam i co widzę? KOŃ wkurzony na maxa, stoi za mną!! Biega, tupie kopytami i patrzy się na mnie jak by chciał mnie zjeść
Dopiero potem zobaczyłem, że zaraz obok miał swój wodopój chyba, bo wydeptane było przez tego kolegę. Nic innego jak bronił swojego terytorium. Spokojnie oddaliłem się nurtem. Ale było trochę niebezpiecznie.
Innego razu będąc tam z bratem, ten sam koń trochę nas pogonił do lasu,poważnie:) chyba źle go karmią, albo dawno nie spotkał klaczy:)
A odnośnie psów to przestrzegam przed miejscowością Grąd nad Mołstową idąc w górę rzeki, ok 10 min. Jest tam dosyć stara chatka, jakaś stodoła i... 4, może 5 agresywnych psów, sporych! Zdążyłem się wycofać
A i 2x udało mi się prawie wejść na Bobra w wodzie:D o mało serce mi nie wyskoczyło.
Co do udogodnień podczas wypraw, to zawsze mam aparat na smyczy, co by nie wpadł do wody (albo mam go w pokrowcu wodoodpornym, można dostać prawie do każdego modelu ok-100-130zł "Dicapack". Mówię tu o cyfrówkach kompaktowych. Dzięki niemu można robić ujęcia pod wodą, i sprzęt nie zamoknie oczywiście podczas deszczu. Fajna rzecz polecam).
ps. W dorzeczu Radwi, prawdopodobnie można spotkać Łosia, to byłby hardcore:)
Pozdrawiam Piter