Pamiętam moment pod koniec lat dziewięćdziesiątych, jak na moim łowisku w ciagu jesieni w jednym momencie zdechły wszystkie raki,wychodziły na brzeg i tam kończyły żywot, byłem porażony masowościa tego zjawiska, była to epidemia tzw dżumy raczej, ktos poprostu zawlekł do tego jeziorka kilka raków pręgowanych, tak jak napisane było wcześniej; były nosicielami tej choroby...Ludzie często mylnie wiązali zanik rodzimych raków z pogorszeniem sie warunków środowiskowych ekosystemów jeziornych, chodź pewnie nie można wykluczyć, że takowe miały miejsce w niektórych przypadkach...Ale wracając do norki to szkodnik straszliwy, często atakuje duże ryby zjada kawałek głowy i poluje dalej...Gatunek obcy, walka z jego obecnością to walka z wiatrakami...Taka np wydra o tej porze roku, ceni sobie żaby, świeże ślady krwii na śniegu to w większości przypadków krew zjadanych żab...Głowa do góry...Oby rzeki nie odwiedzili panowie z laserowym podbierakiem, z obecnościa drapieżników musimy się pogodzić...