Witam szanownych kolegów, w ostatnim czasie mam już za sobą pare wypadów nad Wieprzę, i żadna rzeka nie obdarzyła mnie tak jak ona, pomimo wszystkich przeciwności losu jakie napotykają ryby a mianowicie wejście do ujścia rzeki obstawione siatami, ujście rzeki tak samo, na młynie w Darłowie odłów i siaty miejscowych kłusi, to samo w każdej napotkanej wiosce w której pobliżu przepływa ta piękna rzeka... a mimo wszystko w piątek 27.08.2010 o godz 9.30 był dla mnie wielki dzień, wielka chwila, potężny łosoś "metrowa Pała" uderzył na woblera siek m kolor a'la GT, po 10 min ostrej jazdy ryba wykłada się na bok i daje się docholować pod same nogi, ale... jak to bywa w życiu mała skarpa, ok 0.5m, sięgam po osęk a tu ... lipa osęku brak. patrze że rybka jest zapięta na oby dwu kotwicach więc kładę się na brzegu (dno czarne gruntu nie widać, skok do wody-samobójstwo) próbuję za skrzela, co ją dotykam to ona zaciska... próbuję za ogon, nie mogę go objąć ślizga się, nagle widzę że wobler wypiął sie z pyska i wysi nad brzegiem, wstałem roztrzęsiony myślę że zdjęcie chociaż zrobię bo ona cały czas odpoczywa pod moimi nogami, wyciągam telefon, i słyszę PI PI PI padł
pobyła ze mną jeszcze z 1min, delikatnie obróciła się do pozycji właściwej i tyle ją widziałem
. Teraz wiem co to znaczy "tyle samo radości ile smutku" ta chwila utkwi mi na całe życie, to uderzenie i ten wir wody w którym zobaczyłem ten potężny bok w całej okazałości... coś niesamowitego.
pozdrawiam