Opowiem wam koledzy jak rozwiazali sprawe w wedkarskim norweskim raju.
Mieszkam w poblizu w sumie niewielkiej rzeczki co sie zowie Loneelva. Miejscowka jest oddalonma ok45km od Bergen, zaznaczona na mapkach i propagowana na forach poswiaconych sportowemu polowowi ryb.
W rzece wystepuje w zasadzie tylko losos i troc.
Sam zapis towarzystwa wedkarskiego ktore dziala na tym terenie mowi ze mozna rybke zabrac, ale...
na rzece sprzedaje sie karte jak na odcinkach specjalnych, odcinek ok 2km reszta rzeki nalezy do farmerow i nie radze tam lowic bo mozna dostac sola w tylek.
Mozna kupic max 15 zezwolen na pol dnia.( tak wiec od godziny 14:00- 2:00 i od 2:00-14:00)
Rybek mozna max zabrac 2szt ktore oczywiscie maja miec wymiar. min.35cm
No i do tego w jednej miejscowce nie wolno stac wiecej niz 1h.
I chyba najwazniejszy zapis, gdy poziom wody w rzece nie jest wyzszy niz oznaczenie na moscie, gdzie zaczyna sie zejscie do rzeki, zabronione jest wtedy lowienie spinningowe, mozna walczyc tylko muszka.
Do tego zakazem objete jest lowienie na robaka.
Mimo to w sezonie polowowym ktory trwa od 15 czerwca do 15 wrzesnia chetnych na polowy jest sporo.
Wszystko ładne i piękne. Tylko czy ktoś przeliczył ile jest takich rzek w skandynawii a ile w Polsce? Jaka jest gęstość zaludnienia i ile wędkarzy na km2? Jak wogóle możecie porównywać te sytuacje? W rzekach Azji też jest jeszce mnóstwo ryb. Rzeka 1000km, wędkarzy jak na lekarstwo. Ale zacznie się turystyka to i to się skończy. W Skandynawii też powoli zaczynają patrzeć na nasze wycieczki po mięcho z dużym zainteresowaniem. Znajomy Norweg nie mógł sie nadziwić jak można przyjechać na ryby, tylko po to aby załadowac mięchem lodówki w samochodach i przyczepie. Trudno było mi to wytłumaczyć. Ale to chyba nie nasi byli. U nas każdy 1-2 ryby w roku zabiera. Ktoś nas wrabia! Nie dajmy się!
Moim zdaniem rozsadne zasady. Na dodatek nie ma klusownikow