zino napisał:
....Zapaleńców którzy by po prostu szli nad wodę dla samego bycia nad rzeką bez możliwości połowienia jest naprawdę niewielu. Jak się wygospodaruje kilka godzin w tygodniu na pobyt nad wodą to zawsze zwycięży chęć połowienia kosztem samego tylko spacerku. I tak większość wybierze zbiornik ( jezioro, rzekę) gdzie można powędkować niż wodę na której jest zakaz. I elektrycy, spławiki, zastawkowcy itp. doskonale o tym wiedzą. I tu się zastanawiam czy takie ograniczenia co do wędkowania (legalnego) przez cały rok dają więcej dobrego czy złego. Kto czyni więcej szkody wędkarze wędkując cały rok czy przestępcy i o ile rzeczywiście rośnie presja kłusownicza po wprowadzeniu tych dziwnych zakazów.
Zino gdy Ty sie wahasz ja nie mam takiego dylematu i dalej nie rozumiem Waszej argumentacji, która według mojej oceny wygląda następująco. Wędkarze powinni przyłączyć się do działalności kłusowników na zasadzie: dla nich zabijanie i mięso, dla nas satysfakcja z łowienia czyli męczenie i płoszenie ryb w okresie tarła.
Sama ochrona to strata czasu bo nie jest związana z czysto wędkarskimi emocjami, pomimo, że to najbardziej skuteczna forma zabezpieczenia naszego wspólnego dobra przed totalnym zniszczeniem.
Pięknie. W takim razie czym różnimy się od tych chamów i złodziei?
Oni w imię niskich pobudek za wszelką cenę dążą do pozyskania białka a my atawistycznej przyjemności polowania.
A wiecie gdzie tkwi nielogiczność tej sytuacji. Przez zwykłe lenistwo i tumiwisizm sami odbieramy sobie ogrom emocji bo pozwalamy zabijać ryby, które w sezonie dałyby nam taki zastrzyk adrenaliny i doznań których nigdy w życiu większość wcześniej nie doświadczyła czyli obcowania z „bezwstydnie” rybną wodą. Jak widać, wolimy mieć tylko marną tego namiastkę, ułudę , że może kiedyś mi się poszczęści i trafię na dobry dzień lub na rzadko spotykany wyjątkowych rozmiarów egzemplarz np. salmo trutta m. fario.
A dlaczego tak twierdzę?
Choćby dlatego, że nie wierzę iż wędkarze tylko łowiąc są w stanie ochronić wodę. Ponieważ wiem, że kłusownicy zlewają pojedynczych "moczykiji". Jak ktoś myśli inaczej to ma fałszywy osąd problemu. Ponad to znam wiele przypadków totalnego braku reakcji i odwracania głowy na widok zauważonych kłusowników, bo to dnia za nadto i wystarczy zmienić miejsce, a bo to mogą zniszczyć samochód nie mówiąc o zwyczajnym laniu. Ja nawet to rozumiem gdyż dwóch pstrągarzy nad rzeczką to już tłok a złodziei najczęściej jest kilku. Do tego dochodzi wewnętrzne nastawienie przecież jestem tylko na rybach. W przypadku gdy pilnuję wygląda to zupełnie inaczej. Raz , że człowiek jest przygotowany psychicznie czy nawet sprzętowo i oczekuje spotkania a nie jest nim jak to bywa na rybach zaskoczony. Wie co robić i jak się zachować.
I właśnie dlatego potrzebna jest zorganizowana ochrona inaczej kłusownictwo nie zniknie z naszych wód a my będziemy wiecznie biadolić. Chyba zdążyliście zauważyć, że w sprawach wytropienia i wskazania czy nawet złapania sprawców kradzieży ryb państwo nas nie wyręczy jeżeli już to rzadko ale na pewno odbierze od nas i ukarze złodziei.
Zauważyłem, że Sądy coraz częściej stają na wysokości zadania. A my?
A tak na marginesie. Sznury jesienią stawiane są głównie na miętusy.