Witam Was w tę nadzwyczaj ciepłą lutową niedzielę, której część miałem okazję spędzić nad górną Brdą.
Głębokość 0,5 - 2,0 m. Stan wody niski jak na tę porę roku, przeźroczystość oszałamiająca. Obławiam krótki odcinek prostki i łuku do zwalonego drzewa. Zaczynam tradycyjnie od woblera, czerwonej Gębali 5 cm lekko tonącej. Po kilkunastu rzutach bez kontaktu zakładam lekką srebrną wahadłówkę 2 cm. Kolejne kilkanaście mintu bez kontaktu. Właściwie z głupoty, bo nie potrafię łapać na gumy, zakładam czerwonego twistera 5 cm z główką 5 g. Drugi rzut pod prąd, gumę prowadzę z prądem nad dnem z lekkim podszarpywaniem. Nagłe przytrzymanie w okolicach zatopionych gałęzi, prawie od razu widzę, że to nie zaczep lecz szczupak ok. 50 cm. Sięgam po podbierak, bo woda dosyć głęboka i brzeg stromy. Chcę uniknąć przegryzienia żyłki, bo żal mi ryby, przygotowującej się do tarła. Na szczęście szczupak wykorzystuje moje niezdecydowanie i wyczepia się z haczyka. Odpływa powoli lekko oszołomiony. Po chwili tracę skutecznego twistera na zaczepie i zakładam dużego niebieskiego rippera z czerwonym ogonkiem. Kolejny kontakt, tym razem szczupak ok. 40 cm odprowadza przynętę aż do brzegu. Tracę kolejną przynętę na zatopionej gałęzi i wracam do samochodu, chcę pojechać kilka kilometrów w dół rzeki, na leniwą prostkę z dołami do 3,0 m. Na miejscu stwierdzam, że nie mam podbieraka. Jadę z powrotem, niestety pół godziny wystarczyło, żeby podbierak został zabrany przez jakiegoś spacerowicza, na pewno nie wędkarza, bo tych od dawna tutaj nie widuję. 2 kontakty z rybą, 2 stracone przynęty i podbierak, nadal brak kontaktu z kropkiem w tym roku. Mimo wszystko chociaż na chwilę poczułem przypływ adrenaliny, a o to przecież chodzi.
Zdjęcie miejsca, które dzisiaj objawiałem, tylko zrobione w listopadzie 2008.
Pozdrawiam