Arturze,
Każdy ma prawo wierzyć w skuteczność różnych środków prowadzących do celu. Ja uważam, że wokół wędkarstwa musi kręcić się kasa i promocja oraz turystyka - możesz uważać inaczej, to jest twoja sprawa. Nie koniecznie potężna kasa, ale taka aby pokryć braki finansowe potrzebne na ochronę łowisk. Poza tym trzeba skończyć z legalnym rozdawnictwem zasobów na mocy porozumień międzyokręgowych i limitów stworzonych do chyba tylko do wyrybienia rzek. Moim zdaniem musimy być poważniej postrzegani, a wybacz na tym świecie z biedakami nikt się nie liczy. Podejście jakie zaprezentowali Krzysiek i Andrzej w temacie "reskie pstrągi", utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że na poważne zmiany się nie zanosi. Zataić łowiska, nie promować wędkarstwa. Raz w roku zebrać kasę na narybek podczas zawodów - jak chcesz wiedzieć, dla mnie taka taktyka to autodestrukcja naszego środowiska podyktowana egoistycznym podejściem do łowisk. Czy jest jakaś osobista motywacja dla znawców tajnych odcinków, którzy co roku mają trochę rybki do sypnięcia (z PZW, od sponsorów i zawodników), aby to podejście kiedykolwiek zmienić??? Skoro rybka została sypnięta w tajne odcinki, kasa na rybki pochodzi od wielu ludzi, a łowić tam będzie niewielu wtajemniczonych - to po co zmieniać tak komfortową sytuację na jakiś wrzód na dupie typu łowisko patronackie? Nie jest tak? Sam wiesz jakie emocje wywołuje zajęcie miejscówki podczas rójki jętki majowej i wtedy wychodzi całe to podejście Smigola. Leje na taki klimat. Wolę w samotności łowić jelce na delikatny sprzęt, niż z zazdrośnikami ścigać się po krzakach do jakiejś zbiórki pstrąga.
Andrzej też mi kiedyś przez telefon powiedział, że co ja robię na jego rzeczce... sam sobie dopowiedz. Wszystko niby w żartach, ale mało komu z zachodniopomorskiego świecznika zależy na promocji wędkarstwa i łowisk poza okresem przed zawodami gdy idzie o zbiórkę kasy. I będę Arturze godził w wielu zasłużonych ludzi jeżeli chcesz to tak nazwać, nie dla samego godzenia, ponieważ nikt zasłużony nie ma legitymacji stosować głupich metod "rozwoju" wędkarstwa. Zbyt wielu jest ludzi w naszym środowisku, którym zależy na TTO. Każdy z nich podświadomie czuje, że może kolejny rok uda się działać tak, że jacyś oni zapłacą za ryby, a ja trafię na rybny odcinek SAMEMU. I każdy jak za komuny myśli, że to właśnie jemu się uda uszczknąć najwięcej z tego wspólnego wędkarskiego kołchozu. A więc zwijajmy się dalej. Zamiast zrobić łowiska patronackie i zasilać kasę reklamowanego łowiska przez cały rok, tego się nie robi, bo Krzysiu i Andrzej nie lubią tłoków. Oni nie lubią i jako że są szanowani, zrobią wodę z mózgu wszystkim naokoło dla których są autorytetami. A że ci naokoło też mają mentalność typu, może mi się uda trafić rybkę na jakimś tajnym odcinku, nic się w sumie nie zmienia. Poparcie wzajemne i zaślepienie wzajemne. Dlatego nie chciałem się już z wami dalej kolegować, bo jesteście ślepi i chyba do końca nie zdajecie sobie sprawę jak negatywne w ujęciu długofalowym jest takie podejście.
O wiele poważniej wygląda koło "Trzy Rzeki", ponieważ oprócz tego, że działają w sposób proekologiczny dla swoich rzek, mają łowisko - wizytówkę, które podnosi rangę i powagę odbioru takich ludzi przez urzędników. Natomiast do "zachodniopomorskiej taktyki" nie mam zupełnie przekonania i uważam ją za metodę paraliżującą środowisko na dłuższą metę.
MEW-y nie mają w Polsce racji bytu. Wiele zbiorników trzeba by było rozebrać. Jednak muszą być dobre łowiska i promocja wędkarska. Nie mówię o promocji dzikich łowisk dostępnych jeszcze na mocy porozumień teraz, ale po odpowiednich zabezpieczeniach w formie łowisk patronackich, ludzi można by zapraszać cały rok. Każda wizyta to ileś tam rybek lub kasa na ochronę, której stale jest za mało. Pytanie tylko czy Artur, Krzysiu i Andrzej by tego chcieli? Wiedz, że zawsze miałem dylemat następujący - kąsać za moim zdaniem bezsensowną taktykę, czy dać sobie spokój ze względu na wasze zasługi. Wiele razy jadąc z Krzychem samochodem miałem go ochotę nieco skrytykować za to co mówi, ale blokowała przed tą krytyką mnie ilość jego zasług. Przez długi czas miałem taki właśnie dylemat. Wiedziałem, że TTO to droga donikąd, ale co chwila byłem zasypywany informacją o takim czy innym działaniu pozytywnym.
Nie mogę znieść faktu, że urzędnicy postrzegają hydroenergetyków jako poważnych inwestorów. Chciałbym aby nasze środowisko było odbierane poważniej niż oni. A to w oczach urzędnika uczyni tylko kasa, która będzie się kręcić wokół wędkarstwa. Gdy to będzie źródło utrzymania dla niektórych ludzi, traktowanie będzie poważniejsze. Do tego jednak w żaden sposób nie prowadzi polityka oparta na myśleniu, że "Ja nie lubię tłoków." Trudno - będą albo tłoki i promocja wędkarstwa (oczywiście do tego zmasowanego kłucia muszą być odpowiednie regulacje - haki bezadziorowe, zaostrzone limity i wymiary, licencje jednodniowe lub praca na łowisku), albo będą tłoki kłusoli i meliorantów. Przyroda nie znosi próżni i jeżeli wędkarze nie chcą wypromować tej niszy dla siebie z uwagi na egiozm niektórych jednostek, niszę tą zapełnią poważni ichtiorybacy spod znaku "sypnij smoltem", kłusownicy oraz regulatorzy rzek. Dlatego ta taktyka tajniaczenia była i jest dla mnie o kant dupy roztrzaść. To nawet nie zasługuje na miano taktyki.
A do "niewierzących" napiszę tak, że aż im w pięty pójdzie. Nie martw się. Nie lubię nieracjonalnej hydroenergetyki i albo oni albo ja. To nie Norwegia i promocją elektrowni wodnych nie mam ochoty się zajmować - dla mnie dla naszego kraju liczy się poza węglem jeszcze atom, wiatr i biomasa. Meliorantom trzeba zaś rzucić zlecenie zastępcze na pożarcie, aby mieli co robić. Niech rozsuwają wały poniżej Goleniowa i wykupują grunty bez ruszania koryta. Niech rzeka ma miejsce na procesy dolinowe i na wezbrania. Myślę, że im bardziej kasiasty projekt im się podsunie, tym będą bardziej zainteresowani jego realizacją. Tu się nie ma co pieprzyć, trzeba im podsunąć projekt za kilkadziesiąt milionów i zobaczysz jak się będą cieszyć i wyczekiwać kolejnych pomysłów od "ekologów". I niech się wypchają tym na kilka lat, zrobią wreszcie coś pożytecznego za podatnicze pieniądze i znajdą inne źródła dorabiania zamiast niszczenia koryta Iny czy jakiejkolwiek innej rzeki.
Wracając do taktyki. Jak wy sobie to wszystko wyobrażacie? Przypływ gotówki na ryby od zawodów do zawodów? Cały rok można siać i cały rok można rznąć, trzeba mieć tylko łowisko patronackie. Jurek Kowalski podał namiary na przepisy umożliwiające powierzenie części majątku okręgu dla koła, które będzie opiekować się konkretnym łowiskiem. Tu łatwiej przechylić szalę pieniędzy na płatną ochronę rzeki, bo przynajmniej wg mnie SSR może być tylko dopełnieniem i pomocą. Jak się ma Towarzystwo, to bierze się na siebie całą niewdzięczną robotę ochrony środowiska i ryb, którą w sumie powinien robić w normalnym świecie okręg. Towarzystwo to robi z uwagi na marazm innych. Ale jak się ma koło z łowiskiem patronackim, to jest się już partnerem okręgu i człowiek uczy się za darmo zarządzać łowiskiem przy dużym wsparciu okręgu. I nie pracuje już za frajer, jeśli już chcesz wiedzieć jakie mam spojrzenie na te sprawy. Ma swoje dziecko, swoje łowisko które ma w opiece. I w takiej sytuacji łatwiej jest być strażnikiem na etacie i robić w życiu zawodowo to, co teraz robi się z doskoku dopłacając nierzadko do interesu.
Nie chcę bruździć tobie czy Andrzejowi, ale was tylko wkurzam i podpuszczam. Taka jest bowiem przyszłość wędkarstwa i tajne odcinki nie będą na wieki. To się zmieni i schedę przejmą albo wędkarze, albo niszczyciele przyrody. Podstawą jest jednak całoroczna promocja wędkarstwa i łowisk, tak aby wędkarstwo się rozwijało a nie zwijało. Mile widziani ludzie z grubym portfelem, adwokaci, samorządowcy, ważni urzędnicy, lekarze. Tak się do cholery prowadzi rozgrywkę szachową, a nie biega po krzakach za nielicznymi rybkami z zarybień zebranych podczas zawodów. Ja tego nie neguję, ale raz na rok to się z tego człowiek nie utrzyma. A wieczne działanie społeczne z małym budżetem ma taki sens, jak... mam dosyć tłumaczenia wam tych spraw. Jak nie dociera i się wszyscy jeszcze bardziej obrazili, to trudno. Kiedyś ktoś inny wam powie to samo, ale może nieco innymi słowami.
Kiedyś wracałem na stopa z pstrągów z pewnym strażakiem ze Szczecina. Mówił, że był przez 15 lat w Ochotniczej Straży Pożarnej. Po jakimś czasie zaproponowali mu etat w Państwowej Straży Pożarnej. Facet dawną aktywność społeczną zamienił na lepszą pracę. W PZW potrzeba łowisk patronackich, kół zajmujących się nimi oraz kilku etatowych strażników, którzy do tej pory pokazali, że potrafią walczyć z kłusownictwem społecznie. Okręg powinien mieć do takich ludzi zaufanie.
Mimo cierpkiego charakteru tego postu, proszę odebrać mnie z pozytywnym zrozumieniem. Zastanów się czy wiecznie chcesz robić to za friko? Krzychu się oczywiście uniesie, że tylko za friko to jest szlachetne i że "tu nie ma miejsca dla tych co chcą to robić za kasę". Ale takie podejście fanatyka walki z kłusolami nie może paraliżować systematycznej polityki okręgu w organizowaniu łowisk i strażników, którzy mogliby się poświęcić temu nie tylko po godzinach, ale w ramach pracy. Chodzi tylko o to, aby kłusownik miał mniejsze szansę. Oczywiście jak się zapewni okręg, że wszystko będzie cacy w ramach SSR, to okręg tylko się ucieszy i będzie spał w nadziei, że wszystko jest w porządku. A nie jest w porządku. Kasa którą płacimy na PZW nazywa się kasą na OCHRONĘ i zagospodarowanie wód.
Jednak, jeżeli waszym celem jest TTO to informuję, że idę płakać w poduchę. Skończyłem.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek