Nie jestem i nigdy nie będę wyznawcą "polityki miłości" bo związana jest z demagogią i liczeniem na poklask dającej sobą manipulować części społeczeństwa. Wiąże się ze stosowaniem przekonujących argumentów, niestety pozornie, ponieważ nie w każdej sytuacji logicznych. A biorąc pod uwagę to, że zaniechania w jednym okresie mszczą się później w dwójnasób, uważam, iż niektórym zachowaniom nie można pobłażać. Tym bardziej jak bogaty sąsiad (pomijając aspekt ekologiczny nie zawsze docierający do każdego) podtruwa nas od wielu lat i stwarza zagrożenie dla ujęcia wody pitnej, z którego np. korzysta kilkusettysięczne miasto, przy tym czując się bezkarnie ze swoim poparciem z "zewnątrz"……
Sąsiad, który ma możliwości działania zgodnie z przepisami a tego nie robi. Przed szafowaniem pomocą i obdarzaniem ponownie zaufaniem chciałbym uzyskać odpowiedź, dlaczego tak się dzieje, choć stać go na przyjazne dla wszystkich postępowanie. Jak dojdziemy do sedna a prawda nie obnaży preferowanej świadomie patologii, możemy próbować zrozumieć i podpowiadać znane zresztą doskonale tym chłystkom rozwiązania. Ale jeśli działalność tych szkodników oparta jest na wspomnianej patologii to nie wyobrażam sobie, że można z nimi załatwiać sprawy inaczej jak bezkompromisowym i najszybszym ukróceniem takiej działalności.
Np. Witkowo, potrafi wspaniale generować zyski. A że są one potężne nie ulega najmniejszej wątpliwości. Agrofirma zajmuje się nie tylko produkcją roślinną i zwierzęcą, ale jest również wielkim przetwórcą sprzedającym swoje towary we własnych sklepach. Dziennie, zakłady opuszcza 45 ton mięsa i wyrobów. I żeby nie być źle zrozumianym, z umiejętności zarabiania pieniędzy nie czynię im zarzutu.
W 2006 r. Witkowo otrzymało 7,6 mln zł unijnych dopłat, w 2007 r. 8,6 mln i jest pod tym względem jednym z czołowych liderów w kraju a największym na Pomorzu Zachodnim. Ciekawe, jaka to będzie kwota w tym roku i czy skorzystają z któregoś z pakietów rolno środowiskowych?
Dla zwykłego rolnika sprzedającego za "grosze" tzw. żywca, rzepak, zboże czy buraki, dopłaty bezpośrednie stanowią o opłacalności produkcji. Natomiast dla takich firm to dodatkowy zysk. Pytanie tylko, na co jest przeznaczany?
Zagrożenie utratą lub nawet jego strata może stanowić potężny sygnał ostrzegawczy i przestrogę w przyszłości dla preferujących takie postępowanie gospodarstw wielkoobszarowych rozmieszczonych po Polsce. Że "przykład" ten nie jest odosobniony wszyscy doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. I nic tu nie ma do rzeczy stereotyp postrzegania się przez Polaków. Nie mylmy pojęć i zachowań.
Chcę przez to powiedzieć, że wszystko zależy od priorytetów i zależności. A priorytety zależą najczęściej od ludzi ich prywatnych zysków i powiązań, dopiero na samym końcu potrzeb społecznych i środowiskowych. Nie zmienimy elit politycznych nie odcinając ich od pewnych grup poparcia czy też wsparcia finansowego. A patrząc w drugą stronę, czasami trzeba afery na kraj lub nawet na Unie Europejską, aby te plecy zawęzić. Więcej dodawał nie będę, bo dyskusja zmierzająca akurat w tym kierunku nie ma już dalej większego sensu. Żeby lepiej wykorzystać fundusze unijne na inwestycje związane z ochroną środowiska, powiem więcej przynoszące nawet wymierne zyski, trzeba chcieć je wykorzystać na ten cel. Na cel, który winien być nadrzędny i tu leży problem. Szczególnie w Polsce w okresie przeobrażeń to nie jest takie oczywiste jak niektórzy tego oczekują. Niby wiemy jak powinno to wyglądać i jak dobre są ideały, to dlaczego nie są one wdrażane pomimo sprzyjających ku temu okoliczności?
Problem jest szeroki i nie załatwi go polityka i słowa miłości czy nawet dobry przykład.
niestety na początek trzeba zainwestować sporą gotówką na technologię i linię "produkcyjną"
Kogo nie stać na taką linię musi być stać, przynajmniej na wybudowanie zbiorników magazynujących czteromiesięczny "zapas" gnojowicy.
Andrzeju zapewniam Cię, że Agrofirmę stać i na to i na linię produkującą gaz, ale widać mają
ważniejsze wydatki.