Igo napisał:
Mikołajew napisał:
Czy zacięcie i hol są dla ryby mniej stresujące i bolesne w przypadku, gdy chcę ją capnąć w beret?
W pewnym sensie tak. Gdy nad rzekę zagląda mój kolega ortodoksyjny no-killowiec spędza wiele godzin upajając się holami wielu np. pstrągów, które wypuszcza. Podczas jednej wyprawy przy odrobinie szczęścia wyciąga i wypuszcza ok 10 ryb. 10 ryb umęczonych holem wraca do wody z czego np. 2 okaleczone przynętami na tyle, że umierają po wypuszczeniu. Natomiast ja (przez wielu nazywany mięsiarzem) wyruszam na ryby celem złowienia, zabicia i zjedzenia ryby. Po przybyciu nad wodę i złowieniu wymiarowego pstrąga/lipienia/troci/szczupaka zabijam go, zwijam wędki i wracam do domu ponieważ osiągnąłem swój cel. Upolowałem ofiarę. Kilka razy zdarzało mi się dłużej rozkładać wędki niż łowić. Bywało że w pierwszych rzutach wyjmowałem wymiarowego pstrąga/lipienia/troć/szczupaka itp. Dzięki temu, że go zabiłem i zabrałem ratowałem przed holami pozostałe potencjalne do złowienia np. pstrągi w danej rzece.
Twoja racjonalizacja obrazuje jeszcze dobitniej statystykę kilowania ryb. Ja dałem przykład który pokazuje, że w przypadku gdybym był killerem dla 30% złowionych, wymiarowych ryb, to moja skuteczność w wyniszczeniu rzeki wzrosła by o jakieś 58%. Jakbym miał przyłożyć cytowany wyżej przykład, tzn. że każda wymiarowa ryba dostaje w łeb, to liczba zabitych ryb wzrasta z 26 (przy mordowni na poziomie 30%) do 54 (mordownia na poziomie 100% + wypuszczone niewymiarki w międzyczasie). Człowieku, Twoja skuteczność w gołoceniu rzek pstrągowych jest wyższa od mojej o jakieś 360%!
PS. Rozumiem też, że ta nierealna w naszych warunkach liczba 10 złowionych ryb podczas wyprawy, miała podkręcić statystykę na niekorzyść C&R. Chyba każdy się ze mną zgodzi, że łowienie 10 ryb na jednej wyprawie nie zdarza się na co dzień, to po pierwsze. Po drugie Twój przykład z łowieniem wymiarowej ryby w pierwszym rzucie też jest chyba nieco na wyrost.