Dragon sprzęt wędkarski

Dragon sprzęt wędkarski

Witamy na forum wędkarskim FORS, Gość
Login: Hasło: Zapamiętaj mnie

TEMAT: Z pamiętnika muszkarza...

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/15 00:10 #66734

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Oj to był chyba Michał. Pamiętam, bo tego dnia miałem chyba rekord świta spadów. Czasem zdarza się taki dzień. Po latach zresztą zaobserwowałem kiedy lipień prawie na pewno się zepnie. Doszliśmy do tego z Grzesiem Łoszewskim i strasznie gnębiliśmy tym Pawła Oględzkiego. Poniżej Czapli Paweł holuje lipka, a my jak dwa katy nad dobrą duszą. Widzimy jak ustawia rybę i na trzy cztery: zepnie się i muszka wyskakuje. Nie wiem jak to obrazowo opisać, ale lipień prawie zawsze się zepnie jak spłynie poniżej ciebie i ustawisz w jednej linii wędkę, linkę, przypon i rybę. Nawet jeśli oczywiście wędkę masz podniesioną do góry. Po prostu zawsze trzeba mieć kąt boczny pomiędzy wędką a linką, przyponem i rybą. Ryba spływa poniżej ciebie, koniecznie trzeba pochylić wędkę albo w lewo albo w prawo.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/15 00:13 #66735

  • Fatso
  • Fatso Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 139
  • Podziękowań: 14
"to był chyba Michał. Pamiętam, bo tego dnia miałem chyba rekord świta spadów"
Nooo ... dzięki za skojarzenie ;-)

Pzdr,
Fatso

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/15 00:32 #66736

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Ja to kojarzę z innego względu. Na ryby po pijaku raczej nie jeździłem, a z Krawcem trzeźwy nie wsiadłbym do samochodu. Jechałem z nim trzeźwy raz... razem z Adamem Dąbrowskim "młodym" z Wawy do Płytnicy. Prowadzili na zmianę Krawiec i Stasio Cios. Powiem tak... jazda samochodem z całą pewnością nie była ich najmocniejszą stroną. W każdym razie jak wysiadłem z samochodu ucałowałem płytki na parkingu przed schroniskiem. Drugi raz z Krawcem jechałem na mistrzostwa okręgu. Ale z Jasiem Wysokińskim już na wysokości kanału żerańskiego byliśmy znieczuleni.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/15 00:45 #66737

  • fly
  • fly Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 201
  • Podziękowań: 20
Otarłem się kilka razy o super nimfy, mało tego uczyniłem kilka takich. Przypadek pierwszy: jedziemy na Lipienia Drawy w trójkę, Leszek, Zbyszek i ja, świeżo po kursie instruktorów wędkarstwa muchowego. Ja potrafiłem, Zbyszek zdobył gdzieś kilka metrów wełny melanżowej od różu do przez żółcienie do zieleni, a Leszek miał własnoręcznie zrobioną "rozmowną" wodę (w czasach, kiedy wszystko na kartki).
Wieczorem zasiadamy do... kręcenia nimf, Zbyszek polewa, Leszek czuwa, żebym był sprawny, a ja w pospiechu kręcę. Jakoś tak wyszło, że właśnie Leszkowi dostały się same różowe, zgodnie z zasadą jemu, Zbyszkowi, łyk i sobie. Na zawodach na szczęście (niestety) największego lipasa złowił Leszek wygrywając o prawie 10 cm z kolejnym. Na dociekliwe pytania czołówki kadrowej na jaką, pokazywał różową paskudę. Nikt mu nie uwierzył. Rzeczywistość była prozaiczna, do nimf podniósł się wspomniany lipień i przymurował. Leszek odczekał 10 minut, założył najcięższą z posiadanych różowych nimf (innych nie miał) zaorał przed pyskiem i wyjął pierwsze miejsce.
Tak powstała legenda.
Drugi raz, spotkałem się z muszkarzem, który mieszając różne kolory wełny w młynku do kawy wynalazł łowny kolor. Streamery z tułowiem w tym kolorze masakrowały pogłowie bolenia na na ujściu Gwdy. Niestety kolor był niepowtarzalny i po wyczerpaniu zapasów wełenki muszkarz ów przez dwa lata zmielił kilka kg wełny, spalił ze 3 młynki i nie złowił żadnego bolenia.
Dwa skrajne przypadki, jeden to szczęście, drugi to tajemniczy odcień. Tak powstają legendy.
Najgorsza strona o wędkarstwie muchowym

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/15 00:58 #66738

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Bo najważniejsza jest wiara w przynętę. Jak wiesz, że jest łowna, to na nią złowisz. Wiara czyni cuda... Ale chyba "białobrązówki" znasz :) Sorki, na pewno znasz. To na prawdę jest dobra mucha. Nie wiem czy mam rację, ale zauważyłem, że różni wędkarze łowią w tych samych warunkach na skrajnie różne muchy. Na własny użytek wysnułem sobie teorię, że sposób prowadzenia nimfy sprawdza się z określonym wzorem przynęty. Nie wiem czemu, ale ja na przykład nie miałem wyników na zielone nimfy (hydropsyche). Tego samego dnia, na tej samej rzece robiliśmy takie doświadczenie. Zamieniałem się z kolegą muchami. Ani ja nie łowiłem ani on. Przewiązywaliśmy swoje i zaczynały się brania. Może przypadek, może wiara w przynętę, a może specyficzny sposób prowadzenia pasujący z określoną imitacją. Kurcze nie wiem. Pewnie, że cudowna mucha nie istnieje ale warto w to wierzyć zwłaszcza jak się ma ją w pudełku.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/15 06:40 #66739

  • Siemko
  • Siemko Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 461
  • Podziękowań: 16
Coś faktycznie jest z tą wiarą ale nie dotyczy to tylko przynęt...Ja tak mam w kwestii plecionki oraz żyłki. Ten przesąd urodził się w trakcie chodzenia za boleniem na Warcie. Zaczynałem od żyłki i miałem jako takie efekty, moi koledzy jednak bardzo często łowili na plecionkę. Sam jednak nie miałem do niej nigdy przekonania. Postawiony w nurcie wobler dowiązany do plecionki zawsze wydawał mi się zbyt hałaśliwy a plecionka lub wędka dziwnie świszczały...:):):) Z żyłką nie miałem tego efektu...Tak powstała w mojej głowie teoria o większej skuteczności żyłki. Sprawdzało mi się to do tego stopnia, że potrafiłem bez jednego brania łowić przez pól dnia, a potem po zmianie na żyłkę w pierwszym rzucie miałem rybę na kiju...Potem plecionki już nie zakładałem...Oczywiście koledzy łowiący plecionką zaliczali ryby bez problemu...Być może faktycznie ma to związek z konkretną techniką prowadzenia przynęty...Mój dobry kolega w sezonie łowi pstrągi tylko plecionką i to z całkiem niezłymi efektami. Twierdzi, że żerująca ryba i tak ma w dupie czy to plecionka, żyłka czy coś innego...Tu potrafię się z nim zgodzić, ale co jak nie żeruje...? :) Od razu majaczy mi w głowie klątwa hałasującej plecionki. I o ile łowienie z prądem nie stanowi większego problemu to prowadzenie pod prąd w moim odczuciu odstrasza ostrożną rybę...

ps. Czyta się wspaniale wasze wspomnienia. Mogę sobie wyobrazić tylko jakie to było pstrągowe el dorado w tamtych czasach. Sam mam świadomość, że wtedy nikt nie myślał o wypuszczaniu ryb i wcale tego nie potępiam. Gdyby dzisiaj dorzecze Gwdy miało tyle ryb to też nie sądzę żeby parcie na wypuszczanie każdej złowionej sztuki było tak mocno widoczne...Inne czasy, inna rzeczywistość. Rzeczywistość, która obecnie wymusza inne zachowania...

Pozdrawiam i czekam na kolejne ciekawe opowieści :)
Towarzystwo Przyjaciół Rzeki Wełny www.tprw.pl
Ostatnio zmieniany: 2011/04/15 06:42 przez Siemko.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/15 06:58 #66740

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Kolega pisze o różnicy pomiędzy żyłką i plecionką. To jest mniej więcej tak, jak dyskusja toczona od lat, czy kolor sznura muchowego ma jakieś istotne znaczenie. Pamiętam jaki śmiech wywoływałem w swoich początkach muchowania na Sanie. Kupiłem wtedy od kolegi prawie nowy sznur w oczojebnym kolorze pomarańcz fluo. Już wtedy nie zauważyłem aby miał on jakikolwiek wpływ na ilość brań. Inaczej, każdy sznur niezależnie od koloru, jak zwalisz go rybie na łeb płoszy ją. W tym okresie trafiła w moje ręce książka. Pożyczyłem ją kolegi. Niestety nie pomnę już tytułu i autora, a o ile pamiętam to nawet dwóch autorów. Książka była napisana jakby z pozycji pstrąga. Autor(zy) posiadali obiektyw o zbliżonych ich zdaniem właściwościach do oka pstrąga. Było tam wiele zdjęć spod wody obrazujących jak ryba widzi spływające naturalne owady, jak linkę i wreszcie jak widzialne są spod wody kolory. Z tej książki pamiętam fotki linek widzianych spod wody. Niezależnie od koloru widziane są praktycznie tak samo. Na styku sznur woda tworzy się menisk, który zdaje się wręcz świecić. Wniosek, niezależnie od koloru linka spłoszy. Choć i tu zdarzają się oczywiście wyjątki bo sam parę razy miałem przypadek, że pstrągowi czy lipieniowi przeorałem linką parę razy po głowie, a i tak wziął.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/15 07:29 #66742

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
fly napisał:
O
Wieczorem zasiadamy do... kręcenia nimf, Zbyszek polewa, Leszek czuwa, żebym był sprawny, a ja w pospiechu kręcę.

Pamiętam takie zdarzenie. Z Maniksem wylądowaliśmy nad Sanem jakoś na początku listopada. Oprócz lipieni chcieliśmy pochodzić za głowatką. Ciemno robiło się wcześnie. Zimno jak cholera. Siedzimy w śpiworach słuchamy muzyczki, gadamy, kręcimy muszki. Przez ścianę z cienkiej dykty inna czteroosobowa ekipa. Doskonale słyszymy o czym rozmawiają. Jeden z nich tego dnia świetnie połowił, ma jakieś ekstra muszki i oczywiście ma wykonać takie dla kolegów. Ciszę przerywa dość częste: no to zdrówko, za lipienie, za San... Głosy stają się bardziej podniesione. W pewnym momencie wrzask. Ty taki a taki synu, ty specjalnie mi taką zrobiłeś żebym ryb nie złowił. A od... się ode mnie inny głos. Włączają się pozostali. Awantura na całego. Brzęk tłuczonego szkła. - Lać tego gnoja - łomot w ścianę. Za moment tłuczenie szyby. Coś fruwa, znaczy nie ptaszek na pewno ale jakieś krzesło czy taboret bo słychać łamane drewno. Jeszcze większy łomot na korytarzu. Jak się później okazuje jeden pan wyleciał z drzwiami z futryną. Potem cisza. Przyszedł dziadek i poprosił aby opuścili kwaterę. Przespali noc w samochodach. (przyjechali dwoma trabantami) Rano odjechali. Przychodzi do nas dziadek. Idziemy z nim, a tam pokój doszczętnie zdemolowany. A na jedynym ocalałym taborecie leży muszka... Dziadek tak to skomentował: my narzekamy na młodzież, a to panowie nauczyciele...
Pamięć bywa zawodna i szczerze mówiąc nie pamiętam z kim, ale raczej nie z Maniksem mieszkamy innym razem u dziadka. Ten przychodzi i tak się nas wypytuje. Chodzicie tak całymi dniami po rzece i żadnych rybek nie przynosicie. Nie biorą? Tłumaczymy, że biorą ale wypuszczamy, bo nie ma z nimi co robić. Poprosił, czy nie moglibyśmy wziąć dla niego lipienia, bo bardzo dawno nie jadł. Przynieśliśmy mu dwa. Wieczorem przychodzi i zaprasza nas do siebie. Mieszkał w głębi w nowym domu, a stary wynajmował. Wyciągnął flaszeczkę własnej roboty. Na stole stoi mała drewniana beczułka. Otwiera ją, a w niej kiszone rydze. Pierwszy i ostatni raz je jadłem, ale smaku do śmierci nie zapomnę.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/15 07:48 #66744

  • PiterS
  • PiterS Avatar
  • Online
  • Administrator
  • Właściciel fors.com.pl od 14.08.2003
  • Posty: 3378
  • Podziękowań: 2554
Pięknie się czyta wasze wspomnienia, aż sam bym odwiedził te strony, które regularnie odwiedzałem na początku lat 90-tych.
Wszędzie dobrze, ale najlepiej nad rzeką.
Prawdziwy pstrągarz cieszy się trzy razy: gdy jest nad wodą, gdy złowi pstrąga i gdy go wypuści.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/15 08:11 #66745

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
PiterS napisał:
Pięknie się czyta wasze wspomnienia, aż sam bym odwiedził te strony, które regularnie odwiedzałem na początku lat 90-tych.

Dzięki. A jak wrażenia z tych odwiedzin?
Moderatorzy: Tarkowski
Time to create page: 0.080 seconds