Panowie, którzy prowadzili barek z kurczakami w Płytnicy(dwóch oficerów Urzędy Bezpieczeństwa, z których jeden nie przeszedł weryfikacji, a drugi zrezygnował ze służby) wydzierżawiło schronisko i tak powstał Motel Salmo. Schronisko przerobiono. Część pokoi na parterze została wyburzona i powstało tam zaplecze "restauracji". Wybudowano też schody na górę od strony głównego wejścia z ulicy. Panowie, nie da się ukryć mieli pewne układy. Remont, żeby taniej wykonywali żołnierze służby zasadniczej. Tych w ramach koleżeńskiej przysługi podesłał im zaprzyjaźniony dowódca pewnej wałeckiej jednostki. Chłopcy mieli złote życie. Nie dość, że nie mieli nad głową żadnego wrzeszczącego dowódcy to jeszcze mieli dobre żarcie, picie, a na dodatek panienki. W każdym razie remont dobiegł końca. Dzierżawcy wydali przyjęcie na cześć owego dowódcy. Mieszkaliśmy oczywiście cały czas w schronisku mimo remontu. Siedzimy na dawnej świetlicy, a obecnie sali restauracyjnej pijemy piwko, kręcimy muszki, a obok odbywa się imprezka. Żołnierze na górze dostali parę flaszek i coś do żarcia i balują. Na dole dowódca, dwóch dzierżawców (Jurek i "pierzasty), przyjaciółka jednego z nich oraz wysoki rengą (generał) emerytowany milicjant. Solidna popijawa. W pewnym momencie otwierają się drzwi i wchodzi pani przypominająca fizjonomią kulomiotkę reprezentacji olimpijskiej NRD. Pani ma ze 180 cm wzrostu i pewnie ze 150 kg wagi. Mówi, że słyszała, że tu otwiera się restauracja i ona chce pracować w kuchni. Panowie dzierżawcy odparli zgodnie, że pracy nie ma. Tu nie wdając się w zbytnie szczegóły pani sobie poszła. Trafiła jednak na miejscowego, który zapewnił jej, że załatwi tą pracę. Ale bez flaszki to nawet nie ma co zaczynać. Znalazł się usłużny, który zawiózł panią do Jastrowia i wrócili po godzinie do Płytnicy. Pani zaopatrzyła się w dwie albo trzy, litrowe flaszki spirytusu typu Royal. Dla młodszych czytelników wyjaśniam, że Royal był powszechnie dostępnym w tym czasie spirytusem w którym pływała chyba cała tablica Mendelejewa i pewnie jeszcze parę nieodkrytych pierwiastków. W zależności od butelki spirytusik tan charakteryzował się delikatną nutą karbidu, czasem nafty, czasem benzyny, czasem zaś rozpuszczalniku. To była taka loteria...
Pani znów się pojawiła na sali tym razem dzierżąc w dłoni flaszki. I miała ogromnego farta, bo imprezowiczom właśnie kończyła się wódka. Więc dzierżawcy, którym oczka uśmiechnęły się na widok flaszek zmienili front. Zobaczymy, może pani usiądzie. Więc pani usiadła... Spirytusik świeżo rozrobiony pili jeszcze ciepły. Na efekt nie trzeba było długo czekać. W miarę jednak spożywanego alkoholu pani zaczęła się coraz bardziej podobać. Dowódca jednostki oraz "generał" zaczęli wręcz konkury. Wygrał młodszy, szczuplejszy dowódca. Zebrało im się na miłość więc zniknęli na zapleczu. Wszyscy myśleli, że poszli do jakiegoś pokoju. A tu w pewnym momencie z zaplecza nieludzki wrzask kobiety. Wszyscy na równe nogi. W tym momencie wybiega kobieta. Rajstopy, majtki i spódnica wlecze na jednej nodze opuszczone do kostki. Macha łapami i pokazuje na swój goły tyłek. A do tyłka przyklejona fajerka, która odpada z brzękiem. Zad poparzony koszmarnie. Wyjaśnienie było prozaiczne. Żołnierze robiący remont skończyli kłaść kafelki w kuchni. Nie było w niej nic poza kuchnią tzw westfalką. Napalili w niej żeby szybciej wszystko schło. Pan dowódca nie miał siły aby gdzieś dalej iść. Więc ściągnął pani majtki. Nie zauważył, że pod kuchnią się pali i posadził ją na niej żeby... "było wygodniej". A tu zonk. Alkohol ma jednak właściwości uśmierzające ból. Impreza była dalej kontynuowana.
Historia schronisk to zresztą temat na książkę...