Skoro o szpitalu mowa. Starsi pamiętają, że swego czasu bardzo modne były nimfy kryte skórą z makreli. Tu mała dygresja. Nimfy kryło się skórą makreli, skórą z kiełbasy, foliami z parówek, o prezerwatywach, catgucie itd nie wspominając. Kolega wybrał się na słynną Traum River. Jakieś masakryczne pieniądze za dzień łowienia, kupa snobów. Siedzi po przyjeździe w barku. Sami wędkarze głównie z Niemiec. Pokazuje im nimfy, a ci pierwszy raz coś takiego widzą. Pytają się co to i z czego i na co. Ich wiedza wędkarska niestety nie wykraczała poza red taga i black zulu. Kiedy im wytłumaczył z czego jeden wielki śmiech. Któryś stwierdził, że w Polsce materiały na muchę trzeba trzymać w lodówce. Następnego dnia on nad wodę, a oni za nim. Pochowali się po krzakach i czekają na polewkę. A Włodek na totalnie nieznanej wodzie zaczyna... po dziesiątym lipieniu w ciągu godziny w przedziale 40-50 cm powyłazili z krzaków, a hakenkreuze z wrażenia im się poprostowały. A Włodek spokojnie przedłuża nimfkę i potoczek ponad 50. Kawałek w dół i znów czesze lipienie. Kolejne hole już miały brawa. Jak wrócił do hoteliku otoczył go wianuszek. Oddawali samochody, karty kredytowe, przepisywali mieszkania, a nawet chcieli oddać żony za jedną muszkę z lodówki.
Wracając do makreli. Te nimfy miały taki babol, że zaczynały odpowiednio wyglądać po dobrym namoczeniu. To trwało niestety długo. Ponieważ rwie się często, bywało, że zanim nifka zaczynała być jako tako dobra, już się ją rwało. Kolega miał zwyczaj, że trzymał jedną w ustach i namaczał ją w ślinie. Coś mówił i do ust wpadła mu jakaś normalna muszka. Zaczął kaszleć, trzymana w ustach nimfka wpadła mu do gardła. Starał się ją wypluć, gardło podrażnione i w sumie nie wiedział, czy ją wypluł czy połknął. Kurs do Wałcza do szpitala i prześwietlenie. Nic nie wykazało. Kolega się dopytuje, czy może przeoczyli jakoś. Lekarz spokojnie mówi, że nie ma możliwości, dzień wcześniej wyłapali szpilkę która połknęła krawcowa.
Traumatyczne przeżycie miał też Władek, kolega z Bzdykfusa, a obecnie w zarządzie WTP. Poławiał sobie pstrągi na Rurzycy. I zapiął gałązkę. Holuje ją do brzegu, już chce złapać ją ręką i wtedy blaszka odpadła. Kotwiczka wirówki wbiła się w kciuk tak, że przebiła od spodu palec i zatrzymała się od spodu na paznokciu. Władek odpiął błystkę, i wrócił do Płytnicy. Przyszedł po bar, żeby ktoś go zawiózł do szpitala. W barze imprezka. Wychodzi solidnie zawiany gość w stroju myśliwskim i mówi: pokaż to synku. Pokazuje palucha wiszącą kotwiczką. A po co do szpitala? Zaraz na miejscu załatwimy. Władek bady, bo myśli że zaraz nachlani będą mu palucha ucinać. Wychodzi właściciel baru i mówi, żeby się nie bał, bo to ordynator chirurgii szpitala wojskowego. Akurat wrócił z polowania. Władek uspokojony czeka. Pan przychodzi ze szklanką wódki, kapeńka na palec, a resztę każe wypić. Władek łyka "lekarstwo". Do kierowcy mówi, żeby przyniósł narzędzia. Władek szczęśliwy bo sądzi, że ten ma narzędzia medyczne. Kierowca wraca ze skrzynką narzędziową. Wygrzebuje z niej jakieś upierdzielone smarem kombinerki. Pan doktor wlewa w siebie ze dwie szklanki gorzałki, aby jak mówi ręka była pewniejsza. Władek chce uciekać ale go trzymają. Poddaje się, wypija jeszcze trochę znieczulacza. Facet zaczyna "operację". Władek czeka kiedy zacznie, a ten mówi, że już. Patrzy, kotwicy nie ma. Nawet nie poczuł. Po prostu fachowiec...