Dragon sprzęt wędkarski

Dragon sprzęt wędkarski

Witamy na forum wędkarskim FORS, Gość
Login: Hasło: Zapamiętaj mnie

TEMAT: Z pamiętnika muszkarza...

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/13 18:36 #66625

  • prezes
  • prezes Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 1248
  • Podziękowań: 243
Michał dajmy spokój temu tematowi chociaż na tym wątku .Tamtych pstrągów i lipieni nie przywrócimy do życia, a miast wspomnień spreparujemy kolejną jatkę.
pozdrawiam.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/13 18:47 #66628

  • prezes
  • prezes Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 1248
  • Podziękowań: 243
Ps.
.......Pewnego dnia razem ( jeżeli mnie pamięć nie myli ) z Darkiem poszliśmy nad Gwdę od mostu betonowego w górę.Dochodziłem właśnie do wyspy ,daleki rzut Mepsem Aglią nr. 2 / srebrna w czarne kropki / i w prądach za wyspą mocne uderzenie.Nogi jak z waty,wielka ryba szarpnęła mocno i zaczęła odchodzić bez większego kłopotu.Żyłka 0,2 ,delikatny pstrągowy kij i duży " pstrąg ? ..." szalejący w nurcie.
Wyobraźnia pracuje, potok może mieć 3 czy 4 kg.
...............I co?
Po długiej walce okazało się , że ryba jest spora ( ok. 3,5 kg. ), ale to boleń.
Do dzisiaj jest to moja największa i jedyna złowiona w życiu ryba tego gatunku.
Pamiętam , że jedliśmy bolenia w pamiętnej kuchni schroniska i był smaczny.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/13 20:07 #66637

  • potok
  • potok Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 6
Wspomnień cd.
Ten sam odcinek, od betonowego mostu w górę. Cztery godziny łowienia, "sosenki", "trzcinówki" nic się nie dzieje. Postanawiam odreagować na kontrastowo odmiennej wodzie. Trzy kilometry marszu i jestem nad moim ulubionym dopływikiem dopływu. Dochodzę do rzeczki i konsternacja - wszystkie kłody, konary i inne zwaliska na długości prawie 2 km wyrzucone na brzeg - ktoś "mądry inaczej' dokonał tzw. konserwacji rzeczki. Maksymalnie wkurzony wszystko, co dałem radę spycham ponownie do wody. Po dwóch godzinach tyrania, już wieczorem wracam wzdłuż dopływu do schroniska. W nagrodę, w pierwszym trochę lepszym stanowisku poniżej połączenia tych dwóch prawie równorzędnych strumieni, dostaję pieknego czterdziestaka.
Pozdrawiam serdecznie,
Bogdan

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/13 20:09 #66639

  • Fatso
  • Fatso Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 139
  • Podziękowań: 14
Sorry Tadziu. Poniosło mnie:blush: . Natomiast wspomnień płytnicowych też trochę mam, chociaż akurat tam przez całe lata - cholera - nie mogłem 35 cm przeskoczyć, co ze wstydem przyznaję. Acz wspominam na przykład wyjazd sylwestrowy z łowieniem tęczaków (chyba w Dobrzycy) 31 grudnia i 1 stycznia. Nawet ze swoją 35 na króla polowania wyszedłem (znowu te zaczarowane 35:angry: ). Należało się, kurcze!B) W końcu moją furą jeździliśmy :laugh:

I jeszcze to wieczorne, pierwszostyczniowe kręcenie streamerów z sierści zajęczej, przy bułgarskich (czerwone) pozostałościach z Sylwka. Jednego mam chyba do disiaj:blink:

A o tym zlociku sierpniowym rzeczywiście trza pogadać.

Pzdr,
Fatso

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/13 20:31 #66644

  • prezes
  • prezes Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 1248
  • Podziękowań: 243
Był taki mały dopływ tuż przed Smolarami gdzie trafić można było niezłe pstrągi, ale....
Bogdan popraw jak coś pokręcę.
Chyba to był koniec sierpnia, jakoś tak w środku dnia siedzieliśmy w schronisku.W pewnym momencie Bogdan wpadł na pomysł pokazać coś ciekawego.Bierz wędkę jedziemy na pstrągi, mogą być tenisówki - zostaw wodery.
??????????
Jedziemy na wyżej wspomniany dopływ , ale bardzo wysoko.Strumyk przy tym byłby wielką wodą.Trochę trawy , małe dołki......45cm szeroki ciek i co??????
Są pstrągi i to takie którym niewiele brakuje do wymiaru.
Rzeczka miniaturka a pstrągi niekoniecznie.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/13 20:44 #66646

  • potok
  • potok Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 6
Ps.
Na tym odcinku, o którym piszesz (powyżej szosy), tylko wiosną, miałem takiego ok.50. Wyobraź sobie walkę z potokiem długim na szerokość rzeczki. Faktem jest ,że siedział w głęboczku ponad metr głębokim, nie dał się wyjąć, chociaż były chwile, że wyskakiwał prawie na brzeg.
Pozdrawiam,
Bogdan

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 08:31 #66673

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
O tej rzeczce, o której piszecie krążyły legendy. Widziałem tam piękne ryby i pływające i złowione. Sam jakoś kurcze nie miałem specjalnego szczęścia do tej wody. Niby miałem tam sporo ryby ale pięćdziesiątki tam nie złowiłem. Ale miałem na wędce... Ale mówię o odcinku w dół szosy. W górę oczywiście też łowiłem, nawet na muchę. Fajnie podnosiły się tam do suchej. Ale takie do 40 cm. Co ciekawe teraz na dole są dwie zapory zrobione przez bobry i żeremia. Piękny widok. Żeremia też są ciekawe bo to rzadkość, bobry najczęściej kopią dziury w brzegu. Parę razy w takie wpadłem.
Skoro o bobrach i dziurach. Pojechałem kiedyś ze znajomymi na Dobrzycę poniżej Wiesiółki. Za mostkiem jedzie się wzdłuż "dzikich" działek i dojeżdża się na sam początek podkowy. Tam postawiliśmy samochód. Ja z Markiem mieliśmy wędkować, a jego żona miała poleżeć sobie na słoneczku. Mając drajwera oczywiście po piwku przed łowieniem, puszeczkę w kamizelkę. Ja jeszcze się szykuję a marek już pognał nad wodę. Widzę go jak maszeruje nad brzegiem. Wiążę muchy raptem wrzask. Widzę marek leci przez łąkę i macha łapkami. Jak dobiegł my w śmiech, chociaż wcale nie było to śmieszne, a powiedziałbym, że niebezpieczne. W drodze do szpitala do Wałcza opowiadał. Idzie brzegiem, a nagle zapadło się pod nim i władował się w starą dziurę po bobrach. Problem, że ową dziurę wybrały sobie osy na mieszkanko. Rozwalił ich kokon i lekko się na niego wkurzyły. Ponieważ był w neoprenach, dostał w ręce, głowę i szyję ponad dwadzieścia ugryzień. Dostał zastrzyk, jakieś tabletki, dwie godziny go poobserwowali. Spuchnięty był jednak słodko... Wieczorem, kiedy emocje minęły, siedzimy przy flaszeczce i w pewnym momencie jego małżonka mówi: szkoda, że neopreny nie mają rozporka. I rozmarzonym głosem mówi, mogły cię w "małego" pokąsać. Lekarzowi bym powiedziała: ból zlikwidować opuchliznę zostawić... A poważnie mówiąc, myślę, że nobla dostałby ten, kto wymyśliłby w spodniobutach rozporek. Ile to trzeba się namęczyć, naściągać, naodpinać...

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 09:03 #66676

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Skoro o szpitalu mowa. Starsi pamiętają, że swego czasu bardzo modne były nimfy kryte skórą z makreli. Tu mała dygresja. Nimfy kryło się skórą makreli, skórą z kiełbasy, foliami z parówek, o prezerwatywach, catgucie itd nie wspominając. Kolega wybrał się na słynną Traum River. Jakieś masakryczne pieniądze za dzień łowienia, kupa snobów. Siedzi po przyjeździe w barku. Sami wędkarze głównie z Niemiec. Pokazuje im nimfy, a ci pierwszy raz coś takiego widzą. Pytają się co to i z czego i na co. Ich wiedza wędkarska niestety nie wykraczała poza red taga i black zulu. Kiedy im wytłumaczył z czego jeden wielki śmiech. Któryś stwierdził, że w Polsce materiały na muchę trzeba trzymać w lodówce. Następnego dnia on nad wodę, a oni za nim. Pochowali się po krzakach i czekają na polewkę. A Włodek na totalnie nieznanej wodzie zaczyna... po dziesiątym lipieniu w ciągu godziny w przedziale 40-50 cm powyłazili z krzaków, a hakenkreuze z wrażenia im się poprostowały. A Włodek spokojnie przedłuża nimfkę i potoczek ponad 50. Kawałek w dół i znów czesze lipienie. Kolejne hole już miały brawa. Jak wrócił do hoteliku otoczył go wianuszek. Oddawali samochody, karty kredytowe, przepisywali mieszkania, a nawet chcieli oddać żony za jedną muszkę z lodówki.
Wracając do makreli. Te nimfy miały taki babol, że zaczynały odpowiednio wyglądać po dobrym namoczeniu. To trwało niestety długo. Ponieważ rwie się często, bywało, że zanim nifka zaczynała być jako tako dobra, już się ją rwało. Kolega miał zwyczaj, że trzymał jedną w ustach i namaczał ją w ślinie. Coś mówił i do ust wpadła mu jakaś normalna muszka. Zaczął kaszleć, trzymana w ustach nimfka wpadła mu do gardła. Starał się ją wypluć, gardło podrażnione i w sumie nie wiedział, czy ją wypluł czy połknął. Kurs do Wałcza do szpitala i prześwietlenie. Nic nie wykazało. Kolega się dopytuje, czy może przeoczyli jakoś. Lekarz spokojnie mówi, że nie ma możliwości, dzień wcześniej wyłapali szpilkę która połknęła krawcowa.
Traumatyczne przeżycie miał też Władek, kolega z Bzdykfusa, a obecnie w zarządzie WTP. Poławiał sobie pstrągi na Rurzycy. I zapiął gałązkę. Holuje ją do brzegu, już chce złapać ją ręką i wtedy blaszka odpadła. Kotwiczka wirówki wbiła się w kciuk tak, że przebiła od spodu palec i zatrzymała się od spodu na paznokciu. Władek odpiął błystkę, i wrócił do Płytnicy. Przyszedł po bar, żeby ktoś go zawiózł do szpitala. W barze imprezka. Wychodzi solidnie zawiany gość w stroju myśliwskim i mówi: pokaż to synku. Pokazuje palucha wiszącą kotwiczką. A po co do szpitala? Zaraz na miejscu załatwimy. Władek bady, bo myśli że zaraz nachlani będą mu palucha ucinać. Wychodzi właściciel baru i mówi, żeby się nie bał, bo to ordynator chirurgii szpitala wojskowego. Akurat wrócił z polowania. Władek uspokojony czeka. Pan przychodzi ze szklanką wódki, kapeńka na palec, a resztę każe wypić. Władek łyka "lekarstwo". Do kierowcy mówi, żeby przyniósł narzędzia. Władek szczęśliwy bo sądzi, że ten ma narzędzia medyczne. Kierowca wraca ze skrzynką narzędziową. Wygrzebuje z niej jakieś upierdzielone smarem kombinerki. Pan doktor wlewa w siebie ze dwie szklanki gorzałki, aby jak mówi ręka była pewniejsza. Władek chce uciekać ale go trzymają. Poddaje się, wypija jeszcze trochę znieczulacza. Facet zaczyna "operację". Władek czeka kiedy zacznie, a ten mówi, że już. Patrzy, kotwicy nie ma. Nawet nie poczuł. Po prostu fachowiec...

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 09:27 #66678

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Pisząc o nimfach nie sposób nie wspomnieć o najbardziej legendarnej muszce. Gdzieś w jakimś innym wątku z Romanem, kolegą z Torunia poruszałem ten temat. Oczywiście wzorów nimf były setki. Po blisko trzydziestu latach łowienia np. w przypadku Dobrzycy mógłbym ograniczyć się do trzech wzorów w kilku wielkościach. Początkowo tryumf święciły tzw. kocówki. Otóż w schronisku w Płytnicy były koce w czerwono, beżowo, brązowo, czarno i czort wie w jaką jeszcze kratkę. I w tek kratce był jeden odcień wełny, który wysoce przypadł do gustu lipieniom. Niestety po paru latach łowienia wszystkie koce pozbawione były tego fragmentu... I nastała era "białobrązówki". Jej wynalazcą był Czarek ze Szczecina. Jego żona produkowała maszynowo swetry. I w jej zbiorze wełen odkrył motek wełny beżowej, która cieniowana przechodziła w brązowy, a odcinkami w ciemnobrązowy kolor. Wełna była gruba, skręcona, składała się z czterech cieńszych nitek. Wiązało się ją od beżowego, tak aby główka była ciemniejsza. Prosta muszka, ot kawałek wełny nawinięty na haczyk. Po wrzuceniu do wody "białobrązówki" lipienie dostawały amoku takiego jak kobitki na 70 procentowej wyprzedaży. Każdy lipionek chciał ją mieć... Ryba totalnie nie brała, wrzucało się białobrązówkę i okazywało się, że jednak biorą. Wełenka ma jednak to do siebie, że się kończy. Mam jeszcze kawałek i traktuję go jak relikwię. Czarek pewnie ma więcej, ale się do tego nie przyzna. Powiecie, że można kupić taką samą. Kupowaliśmy z wyglądu identyczne, ale nie było to już to.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/14 10:08 #66681

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Wiem, że to forum o rybach szlachetnych, ale nie sposób nie wspomnieć o brzanach. W lipcu i sierpniu na potoki czy lipienie można było iść albo wcześnie rano, albo późnym popołudniem. Pozostawał cały środek dnia, który trzeba było jakoś zagospodarować. Kiedyś, genialny miejscowy płytnicki wędkarz Edek mówi, żebym poszedł z nim na brzany. Te miałem kilka razy złowione przypadkiem na nimfę. Wiedziałem, że rybka to tajfun na wędce. Miałem jakiś teleskop germiny 3,60, od kogoś pożyczyłem spławik i idę. Poszliśmy na brzanowisko poniżej trzcinowej wyspy. Wlazłem w wodę i łowię na przepływankę, w sposób, który po iluś tam latach dowiedziałem się, że nazywa się metodą bolońską (człowiek uczy się całe życie). To było po prostu szaleństwo. Spławik pod wodę, zacięcie i patrzysz się na szytówkę wędki czy to zaczep czy ryba. Jak lekko drga, to ryba. Ryba rusza, a ty tylko trzymasz wędkę i niewiele możesz zrobić. Jak popłynie w dół, to sprint wodą albo brzegiem. Sportowo ryba fantastyczna. Zabrałem na brzany kolegę z Bzdykfusa, genialnego muszkarza Zbyszka Bacińskiego. Mówi, że chce sobie przypomnieć dawne czasy. Wiadomo, że trzeba się wstrzelić w łowisko. Łowi kilka metrów powyżej mnie. Ja zapinam pierwszą, daję mu poholować. Drugą również on wyciąga. Rybki oczywiście wracają do wody. Potem już zacina sam. Łowi dość delikatnym teleskopem. W pewnym momencie zacina i... zaczep. Szarpie ale nie może uwolnić. Owija żyłkę wokół ramienia i ciągnie żeby zerwać haczyk. I raptowne szarpnięcie ręką. Słyszę tylko: wi wi wi widziałeś? O brzanach napisał spory tekst do Wędkarza Polskiego mający w Płytnicy dom Mirek Krakowski z Łodzi. Przyjechało dwóch Wieśków: Dębicki i Branowski, żeby zrobić zdjęcia do tekstu. Idzie Mirek, ja i Maniks. Mirowi jakoś nie szło. Mnie udało się zapiąć dwie brzany, które uwiecznili na zdjęciach. Tym samym w gazecie powstał fotoreportaż: tak holuje się brzanę. Wieśki stwierdzili, że to drugi przypadek, kiedy mieli rybę niejako na zmówienie. Została tylko pamiątka w postaci fotek mnie holującego, a Maniksa wprawnie podbierającego ręką...
Niestety brzany na Gwdzie się skończyły. Fabryka tektury przeczyszczałą swoje odstojniki i puściła cały syf do Gwdy. Brzany były akurat na tarliskach i nie dały rady. Powoli zaczynają się pokazywać, a nawet pierwsze są znów łowione.
Moderatorzy: Tarkowski
Time to create page: 0.090 seconds