prezes napisał:Ps.
Dlaczego ten wątek nazwałeś właśnie tak.W czasach które wspominasz królował spining,szczególnie na Pomorzu.
Wiesz Tadziu nazwa wątku wyszła jakoś sama z siebie. Jak widzisz piszę nie tylko o muszce. Z śp. Heniem łowiłem wiele razy. Dołek na Szczyrej gdzie na jętkę zapiął potoka koło piątki pokazywał mi co przechodziliśmy. A jego opowieść o szczupaku i kaczce to już sama poezja. Co do dużych pstrągów na Gwdzie to... są miejsca i poniżej ale i powyżej Lędyczka, a nawet bardzo, bardzo powyżej gdzie łowiło się niezłe ryby, a i teraz jeszcze ta rzeka potrafi zadziwić. Jest na Gwdzie jedno miejsce, gdzie łowi niewielu, a ryby są masakryczne. Nie jest to miejsce aby mówić bardziej precyzyjnie z wielu względów. Nie wiem czy kojarzysz Adama, który był u nas w Bzdykfusie, a potem kiedy studiował na IRS w Olsztynie w Passari. Ma hodowlę bodaj na dopływie Czernicy. Zabrałem go na jętkę właśnie na ten odcinek. Miejsce należy raczej do hardcorowych, gruba głęboka woda, kupa błota, trzcin, meszki, komary i... widzisz wyjście. I masz wrażenie po wirku jaki został po zbiórce, że rybka spokojnie byłaby w stanie zdjąć z powierzchni nie tylko jętkę ale płynącą po powierzchni kajzerkę. W każdym razie tego dnia z Adamem miałem na kiju największego potoka. Miałem na pewno spore ryby, które się spinały ale ich nie widziałem. A tego widziałem. Po paru godzinach uprawiania sportu szuwarowo bagiennego doczłapałem się na takie dziwne miejsce. Jakieś oczka widziałem z daleka ale bardziej jakoś pasowały mi na klenia. Stoję na brzegu, wszystko się kiwa, trawa ponad mnie. Wchodził do rzeki jakiś maleńki ciurek, tak jakby z jakiegoś źródliska spływała woda i tam było nieco bardziej twardo. Soję i palę papieroska, a przede mną dwa drzewa przegradzające mniej więcej połowę nurtu w odległości od siebie około 15 metrów. Pierwsze jest tuż pod powierzchnią drugie nieco głębiej ale wyraźnie widoczne. Na pierwszym naniesione są jakieś gałęzie, zielsko i na końcu tego zielska widzę wyjście. Jakoś tak mi nie pasowało. W sumie tak bez napięcia kładę muszkę ale prądy tak się tam parszywie układają, że ściąga mi ją z trasy nieco za wcześnie. Nawet nie czekając aż mucha dalej spłynie podrywam i przerzucam. Wyjście, zacięcie kijek wygięty w chińskie osiem a ja w szoku. Widzę rybkę jak płynie pod powierzchnią i niewiele sobie robi z mojego 0,20 na przyponie. Podeszła pod mój brzeg chyba żebym ją lepiej mógł zobaczyć, a potem full ahead w zwaliska. I tyle ją widziałem... Nie zerwała mi przyponu ale się wypięła jak chciałem ją zatrzymać. Oceniam ją na około 70cm.
Z dużymi potokami w okolicach Lędyczka jest tak, że ci co je łowią nie tylko nie powiedzą ci gdzie. Mało tego widzisz gościa jak idzie z wędkami, pytasz gdzie łowił, a on zaczyna się zastanawiać czy on był na rybach. Po głębszym namyśle tłumaczy ci, że wraca z grzybów a kijek to on ma do odgarniania igliwia. Jak widzisz go z potokiem, to tłumaczy, że znalazł go śniętego na brzegu a wziął tylko po to, żeby sprawdzić co ma w żołądku. Jest pewna ekipa, która łowi tam na jętce regularnie dobre ryby. Pisząc dobre mam na myśli 60+. Dwa lata staraliśmy się namierzyć gdzie łowią. Siedzimy w knajpie na golonce po bawarsku (w Lędyczku jest najlepsza na świecie) Grzesio Łoszewski ma jakiegoś 50+, ja coś koło tego, Paweł Oględzki coś niezłego jak zwykle zerwał. Wchodzą te chłopaki i mają 63, 58. Następny dzień powtórka. Pytamy się gdzie łowili. No jak to gdzie, na trzeciej łące. Problem, że ja tam stałem i nie było możliwości abym ich nie zobaczył. Po wyeliminowaniu wszelkich możliwości doszliśmy gdzie łowili. Nawet teraz niewielu tam łowi. Szacun dla nich potężny za odkrycie takiej miejscówki gdzie poważnie bym się zastanawiał czy jest sens nawet wchodzić do wody. Dlatego jak oni są nikt inny tam nie łapie. Odkryli, niech mają. Specjalnie ryb nie beretują, chociaż czasem rybkę wezmą. Wielkiej szkody jednak nie wyrządzają.