Widzę, że nie czytacie uważnie tego, co ja napisałem.
wpuszczanie ryb z hodowli
Czy ja o tym pisałem? O rybach z hodowli? W którym miejscu?
Od 162 lat jest (bodajże w 1849 r. wypracowano sztuczne rozmnażanie ryb łososiowatych)powszechne i normalne zjawisko na całym świecie dorybiania narybkiem ryb łososiowatych, z uwagi na znacznie wyższą przeżywalność ikry w inkubatorach, niż w żwirze. Po 1-4 miesięcznym podchowie wypuszcza się te ryby, bo mają takie same parametry przyrodnicze jak dzikie osobniki. Jest to truizm, ale chyba do niektórych osób to nie dociera. Ja nie piszę o rybach wymiarowych hodowlanych, lecz o narybku.
W wodach OM są znikome szanse na udany naturalny rozród, z uwagi na parametry wód. Nawet jeśli dojdzie do tarła, to niewiele, albo nic z tego nie wyjdzie. Proszę zapomnieć o naturalnej populacji ryb na tych wodach. Już 200-300 lat temu pozbawiono pstrągi możliwość naturalnego rozrodu i dlatego wyginęy. Obecnie wszystkie pstrągi w tych wodach i tak są z 'hodowli' (używając Waszego terminu), więc nie ma powodu do oburzenia.
Nieco inaczej jest z lipieniem. Krótki okres od zapłodnienia do wylęgu sprzyja udanemu tarłu na niektórych wodach OM. Tu wymagane są liczniejsze obserwacje.
Pisze Pan o wyliczeniach...Moje wyliczenia obrazujące ten tok myślowy są takie:
Widzę, że nie chce Wam się zrobić prostej kalkulacji z ołówkiem w ręku (ja jestem ekonomistą, więc przychodzi mi to łatwo). W P&L nr 28 z 2004 zrobiłem stosowną kalkulację dot. zawodów. Proszę się z nią zapoznać (jest w internecie - np. na stronie Białej Przemszy).
Wywnioskowałem z tego na mój rozum, że mamy wrócić do zawodów na rybie tłuczonej, jeździć z wędką nad rzekę jak najmniej żeby ryb nie męczyć holem, a jak już zdecydujemy się na wyjście nad wodę i coś złowimy to zabierzmy tą rybę bo ma 5% szansy, że nie przeżyje. A wszelakie braki załatwimy zarybieniem.
To już jest wniosek kolegi, a nie mój. Moją intencją jest pokazanie, że nie wszystko jest złotem, co się świeci. Filozofia No-Kill ma swoje ograniczenia, o których też trzeba wiedzieć.
Od dawna głoszę (też jest gdzieś zapisane w P&L), że zawody nie powinny stanowić okazji do zabijania ryb. Natomiast prawda jest taka, że może dojść do paradoksalnej sytuacji, w której niekoniecznie zawody na żywej rybie oznaczają mniejszą śmiertelność, niż na bitej. A jeśli na to się nałoży możliwość zakupu narybku, za pieniądze z tytułu przejścia na żywą rybę, to powinno to dać różnym osobom co nieco do myślenia. Ja zresztą od dawna we wszystkich moich tekstach odwołuje się do intelektu Czytelników, mając nadzieję że spojrzą na wędkarstwo z różnych stron (przyrodniczej, gospodarczej, historycznej, kulturowej, itp.). Nie piszę dyrdymał, typu jaką muchę założyć 1 czerwca na Sanie by złowić rybę. Daję natomiast materiał do przemyśleń, by każdy sam wymyślił, jak ma złowić rybę. Tymczasem Wy wyciągacie wnioski, jakie Wam jest najłatwiej, nie zastanawiając się nad tym, co ja piszę. Może piszę zbyt skomplikowane rzeczy. Może zbyt duża różnica w wiedzy przyrodniczej między nami utrudnia zrozumienie niektórych podstawowych kwestii. Już kilkakrotnie zapraszałem na spotkania 'entomologiczne' w różnych częściach kraju, chcąc przekazać pewną dawkę mojej wiedzy. Na niektórych były osoby, ale nigdy dużo. Te kwestie, w tym w zakresie gospodarki wymagają dłuższej dyskusji, która jest niemożliwa na takim forum. Ja podtrzymuję możliwość kolejnych spotkań, jeśli gdzieś będę wybierał się w Polskę. Dam znać.
jaką ma Pan pewność, że ryby złowione przez wędkarzy i zabrane na skutek Pańskich zapewnień o braku szkodliwości dla populacji to są akurat te ryby, które "i tak same umrą" a nie najsilniejsze i najbardziej cenne osobniki w danej rzece ??????
Nie mam pewności, bo nie muszę jej mieć. W każdej wodzie jest 'piramida', jeśli chodzi o rozkład wielkości ryb - dużo jest małych, mało jest dużych. I święty Boże tu nie pomoże, bo takie są prawa obowiązujące w przyrodzie. Nawet w najlepszych latach (przed 1985 r.) złowienie pstrąga powyżej 45 cm nie było łatwe. Pełno było takich w granicach 25-35 cm. I nie dlatego, że wędkarze je zabierali. Duże pstrągi (powyżej 50 cm) potrzebują miejsc o określonych parametrach. Jeśli ich nie ma wodzie, to nie będzie takich ryb, albo będzie ich mało.
Podam tu inny przykład zależności obowiązujących w przyrodzie, który też gdzieś swego czasu podałem. Biomasa szczupaka w danym akwenie w średnim i długim okresie jest zazwyczaj stała. Jej ilość zależy przede wszystkim od ilości pokarmu. W uproszczeniu - albo będziemy mieli jednego szczupaka na 10 kg, albo 10 szczupaków po 1 kg. Tego się nie przeskoczy. Są piękne badania z Ameryki Północnej, które wykazały to w jeziorze o dużej presji wędkarskiej. Jeśli szczupakom zaczyna brakować pokarmu, to same się wyjadają nawzajem. Z tego powodu, zabieranie szczupaków przez wędkarzy nie miało praktycznie żadnego wpływu na biomasę tego gatunku. Im więcej łowili - tym więcej było ryb w wodzie. Podaję ten przykład, byście spróbowali zrozumieć, albo myśleć nieco innymi kategoriami, niż tylko ta - chcę dużo i dużych ryb (jest to coś typu: chcę zjeść ciastko i go mieć).
Wcześniej któryś z piszących też mi coś zarzucił, że co ja robiłem dotychczas, że jest źle. Ano byłem za granicą kilka lat (nawet wiele). Gdy w 2009 wróciłem i zobaczyłem opłakany stan to mnie trochę ruszyło i od wiosny 2010 r. wałkuję temat w OM, napotykając dużą barierę. Zresztą, z wypowiedzi niektórych osób widzę, że bardzo sobie chwalą dotychczasowe działania PZW i obecną sytuację. Więc może niepotrzebnie dążę do tego, by w wodach było więcej ryb. Przy obecnym poziomie zarybień PZW - Moi Kochani - złowicie wymiarowego pstrąga w OM raz na kilka lat. I nie jest to tylko sprawa zabierania ryb.
Jak Bóg da i Partia pozwoli, to może w OM będzie pierwszy odcinek C&Rod 1.I.2012. Proszę, byście mi nie zarzucali, że głoszę jakieś dziwne poglądy, o tym by zabierać z rzeki kilka tysięcy ryb. Przecież to ja pierwszy zaproponowałem stworzenie na Swidrze C&R, właśnie po to by chronić ryby! A co inni robili wcześniej? Nikt nie mógł z tym wyjść? Nikomu się nie chciało?
Wypada wspomnieć o jeszcze jednej kwestii. To, że San stał się jednym z najlepszych łowisk w świecie jest dziś truizmem. Gdyby na tej wodzie prowadzono politykę wędkarsko-rybacką, jak w OM, to zapewniam Was, że San byłby wyśmienitym łowiskiem ... (przemilczę te gatunki). Nie trzeba żadnego specjalnego ichtiologa, by prowadzić dobrą gospodarkę. Wystarczy osoba z głową na karku, a najlepiej ekonomista, bo potrafi policzyć koszty, ryby, zyski. Na szczęście mamy takiego jednego, co się nazywa Piotr Konieczny. Sukces jego przedsięwzięcia jak wirus rozprzestrzenił się po Polsce. Do OM jeszcze nie dotarł, albo może już dociera. To też zależy od Was.