Witam kolegów z Mazowsza.
Serdecznie pozdrawiam Prezesa, który być może pamięta z Płytnicy brodatego osobnika biegającego po górnych odcinkach dopływów Gwdy w latach osiemdziesiątych oraz kol. S. Ciosa, dla którego dostarczyłem (m.in. przez J. Wysokińskiego) parę żołądków potokowców (w tym tego 40-taka z Białki wypełnionego fantastyczną liczbą ok. 800 kiełży) i który w stanie wojennym (marzec 1982r.) "wystawiał" nam upatrzone w Czernicy pstrągi. Do tej pory "przysłuchiwałem" się biernie waszej dyskusji (brak czasu w tygodniu a niedziele staram się spędzać nad wodą), ale w końcu nie wytrzymałem i kilka słów napiszę. W rzekach, o których piszecie łowić nie zamierzam (choć do Mazowsza mam niedaleko), ale trzymam kciuki za powodzenie Waszych przedsięwzięć. Na początek chcę ostro zaprotestować przeciwko traktowaniu "starych" ludzi z WTP jako bezmyślnych brutali beretujacych wszystko, co przekracza 30 cm. Znam wielu z nich, to kompletny absurd. Ludzie ci włożyli w mazowieckie wody od końca lat 80-tych (faktem jest, że robili to po cichu, bo takie były wówczas czasy) mnóstwo wysiłku, prywatnej kasy, zdrowia i chciałbym żeby ich następcy choć po części działali z takim zapałem i konsekwencją. Wyniki tych działań nie były niezłe (jak pisze Prezes), były rewelacyjne! W całym dorzeczu Rawki pomimo niedogadania się z miejscowymi wędkarzami, niemałego kłusownictwa i jak to określają wrogowie zabierania ryb "totalnego beretowania" przez WTP) przy bliższym poznaniu tych wód i zwyczajów pstrągów (różnych w każdej rzece), można było do końca lat 90-tych mieć komfort łowienia jak na Pomorzu 10 lat wcześniej. Czterdziestaki łowiłem przynajmniej w pięciu rzekach dorzecza Rawki, pięćdziesiątaki w trzech (od dawna obowiązywał prywatny wymiar 40cm i limit 1 szt. dla mnie i moich znajomych także z WTP). O losie dorzecza przesądziło zatrucie Białki w lutym 2000r.,gdy padło 100% ryb od Białej Rawskiej aż do samego ujścia do Rawki. Dla niektórych okazało się to zbyt wiele. Piszę o tym, by pokazać potencjał wód wokół Warszawy, bo moim zdaniem na trzech rzeczkach w pobliżu Warszawy atrakcyjnych łowisk nie zrobicie, mimo stosowania No-kill. Przy tej wielkości rzek dla kilkuset pstrągarzy dysponujących dobrymi samochodami takich rzek powinno być przynajmniej kilkanaście. Ja rozumiem, że od czegoś trzeba zacząć, spróbować powalczyć z PZW na początek o jedną rzekę, jednak z wielu powodów, utworzenie łowiska z liczną, odtwarzającą się w naturalny sposób populacją łososiowatych (na dodatek z dominującymi dużymi rybami) jest na odcinku kilkunastu km rzeki typu Jeziorka, zadaniem niestety moim zdaniem utopijnym (nawet przy zakazie zabierania ryb). Na jakie podstawie tak twierdzę? Nie jestem ichtiologiem, ale znam rzekę również w centrum kraju, gdzie pstrągi żyją od 1995 roku, a w zasadzie od 1994r. gdy wpuściłem do niej na próbę kilkanaście dorosłych pstrągów (takich między 30 a 40 cm)złowionych osobiście w innej rzece i przewiezionych ekspresowo w dużej beczce. Wszystkie z tych pstrągów przeżyły (oczywiście wybierałem ryby z zerowymi uszkodzeniami). Mieszkam w pobliżu tej rzeki i dlatego mam możliwość obserwacji rzeki na długości ok. 30 km, gdzie te ryby się przyjęły. Jestem nad tą rzeką często bez wędki, na okres tarła poświęcam corocznie kilka (lub więcej) dni. Myślę, że po kilkunastu latach obserwacji, jestem w stanie określić przybliżoną ilość ryb w danym roku przystępujących do rozrodu (informacja dla kol. Ciosa - ryby na tarliskach widać znakomicie i widowisko jest fascynujące mimo słabszej przejrzystości wody w październiku i listopadzie). Co z efektywnością tarła? Nikt w tej rzece, a myślę że również w innych wodach centralnej Polski nie prowadził badań w tej materii. Rzeka dysponuje dwoma głównymi odcinkami (przedzielonymi zbiornikami zaporowymi)i na jednym z nich (akurat jeśli chodzi o tarliska tym gorszym) wiem z cała pewnością, że tarło jest nieefektywne. Skąd ta pewność? Rzeka po trzech zarybieniach wylęgiem w latach 1995-1998 została totalnie zatruta na odcinku ok. 5 km (do najbliższego zbiornika, gdzie trucizna została rozłożona)w styczniu roku 2000. O pstrągach w niej wiedziało dosłownie kilka osób, presja wędkarska zerowa. Na zatrutym odcinku nie było narybku pstrąga, mimo odbycia tarła przez najstarsze osobniki przynajmniej dwukrotnie. Ta tragedia dla tej rzeki wiele mnie nauczyła. Poświęciłem dwa dni na usuwanie martwych pstrągów z krystalicznie czystej wody (szerokość 6-7m, głębokość do półtora metra). Mogę z całą pewnością stwierdzić, że w bardzo żyznej rzece (w roku 2002 zbadano łuski pstrąga 63 cm - okazało się, że jest w wieku 6+)na odcinku 5 km żyły 4 pstrągi powyżej 50 cm. Teoretycznie stanowisk dla takich pstrągów na tym odcinku było kilkadziesiąt. Później okazało się (po obserwacji tarła), że na niżej położonych odcinkach dużych pstrągów jest nieco więcej. Zapewniam, że rzeka jest nie mniej żyzna od Jeziorki. S. Cios ma rację, w rzece, którą chcecie się zaopiekować nie będzie miejsca dla kilkudziesięciu pstrągów 50+ i kilkuset 40+. Nie znajdzie się dla nich odpowiednia ilość stanowisk, a przy presji już kilkudziesięciu łowiących pstrągi, okaże się,że nawet NO-kill nie zapewni wam spodziewanej satysfakcji. W takiej sytuacji pozostaje tylko restrykcyjne podejście-zamknięcie wody na minimum dwa lata, a później ograniczona ilość licencji. Czy jest to rozwiązanie realne? Nie wiem. Życzę powodzenia! O "mojej" rzece może jeszcze napiszę (działo się wiele zarówno dobrego jak i złego).
Pozdrawiam serdecznie.
Bogdan Gronczewski