w mazowieckim może jest oficjalnie 60 km rzek
Moje szacunki: Jeziorka i Rządza po 15 km rzeki. Swider (jeszcze nie ujęty) - ok. 20 km rzeki. Jest dużo innych rzeczek na Mazowszu, w których są bardzo dobre warunki do bytowania pstrągów (one tam były, może jeszcze są, może jeszcze będą). Problem w tym, że ZO dotychczas nie wykazywał zainteresowania tymi wodami (nie wchodzę w przyczyny).
Jedną z rzeczy, którą chciałbym zmienić, to właśnie włączenie tych wód do KPiL i rozpoczęcie na nich gospodarki. Od strony formalnej największą barierą jest to, że władze okręgu swoje siły kierują na duże akweny (Zalew Zegrz., Wisła, Narew, Bug, itp), co oznacza, że nikt nie ma czasu zająć się małymi wodami. Rozumiem to stanowisko, tyle, że - w takim razie, po co OM bierze na siebie małe wody, którymi nie ma czasu się zająć (odłowy kontrolne, itp.)? W tym roku, po raz pierwszy bodajże od wielu lat, na Swidrze (i może Rządzy) zostaną przeprowadzone odłowy kontrolne. W takim tempie wiele wód nie ma szans na badania (i włączenie do KPiL) w następnych 5 lub nawet 10 latach. A co przez ten cały okres?
nie wiem dokładnie jakie kwoty wpływają ze skłądek na zarybienia
Finanse nie są barierą. Z moich wyliczeń wynika, że OM pobiera znacznie więcej środków, niż przeznacza na zarybienia. Zresztą, sądzę, że wędkarze wiele by zapłacili, by mogli sobie przyjemnie połowić.
Z innej beczki, skoro wiele pomyj wylano na WTP. W zasadzie nieformalne zarybienia pstrągami na wodach Mazowsze były zainicjowane bodajże na początku lat 80. przez Marka Trojanowskiego (korzystał z różnych źródeł finansowych) i jego znajomych. Od początku lat 90. włączyło się w to WTP, a efekty były czasem rewelacyjne (zasłona milczenia na to). Z prywatnych środków ok. 50-70 osób z WTP korzystało kilkakrotnie więcej. Później dołączyły się inne osoby, zwłaszcza z terenów na Wschód od Warszawy. Chwała im za to - czapki z głów!
Osoby krytykujące WTP nie mają do tego żadnego moralnego tytułu. Nie tylko dlatego, że to osoby z WTP najwięcej wysiłku włożyły w obecność pstrągów na wodach Mazowsza, ale także dlatego, że WTP wykładało własne środki, z których inni korzystali. W ubiegłym roku nad Swidrem spotkałem muszkarza, który zadowolony już zabrał kilka ryb łososiowatych. Zadziwił mnie nie tyle fakt zabrania ryb, co powód dla których to zrobił. Twierdził bowiem, że wieść niesie, że w pobliżu (trasą lubelską) jechał transport ryb, które zaczęły się dusić, więc przez przypadek wrzucono je do najbliższej wody, czyli Swidra... Uprzejmie wyjaśniłem temu dżentelmenowi, że owszem jakieś ryby pewnie trafiły do Swidra, ale to nie była pomyłka lub przypadek. Zaprosiłem go do współpracy, jeśli chce w Swidrze łowić ryby łososiowate - bo wtedy będzie miał moralny tytułu do zabijania tych ryb, a może także w ogóle nie będzie chciał ich zabierać (tyle), gdyż będzie wiedział, że jest ich ojcem.
Poza tym, w WTP jest ok. 50 osób. W OM jest natomiast kilkanaście razy więcej osób łowiących w KPIL, którzy w większości nie zdążyli dołożyć jeszcze swojej cegiełki do obecności ryb łososiowatych, poza składką roczną w OM w wys. 20 zł. A tak się chyba składa (jeśli się mylę, to proszę mnie wyprowadzić z błędu), że większość krytyków WTP i sytuacji w OM ciągle nosi te cegiełki pochowane w plecaku.
W całej tej dyskusji wszyscy mamy jeden wspólny cel - obecność ryb łososiowatych, która pozwoli nam przeżyć wiele przyjemnych chwil nad wodą. Dyskusja nie powinna dotyczyć tego, czy zabijać ryby, lecz tego, by ograniczyć śmiertelność do poziomu akceptowalnego przez środowisko. Mam nadzieję, że powstanie pierwszy odcinek C&R na Swidrze, który spotka się z przychylnością miłośników tej filozofii. Nadwyżki produkcji mogą spłynąć i w sposób kontrolowany mogą być odławiane.