Dziękuję koledze Jurkowi Kowalskiemu, że wspierał pod moją nieobecność, moje szacunki dotyczące kosztów utrzymania zawodowej straży. Myślałem, że moje krótkie wyjaśnienie wystarczy i skończy temat. Jednak jak widzę nawet poparcie fachowca nie przekonało niedowiarków. Tak to jest, że przeciętnego etatowca interesuje tylko kasa którą dostanie do kieszeni, a nie pomyśli, że biurko przy którym siedzi i podłoga na której ono stoi też kosztuje. Wszystkie wydatki magicznie wrzucą w koszty, a pieniądze na te koszty da im Wszechmogący albo Unia, nie mówiąc o emeryturze, którą przecież "zapłaci im Państwo". Strażnikowi daliby 1500 pod stołem i kazali na boso, z prywatnym kozikiem w garści biegać za kłusownikami. Nie chce mi się grzebać po wcześniejszych wpisach, ale mam wrażenie że te 50000 w Lublinie dotyczyło właśnie rocznego kosztu jednego etatu. Cieszy mnie jednak fakt, że w końcu ktoś dokonał odkrycia, że lepiej pieniądze przeznaczyć na zarybienia i będzie to efektywniejsze. Bo jak wcześniej, właśnie to sugerowałem, powołując się na koszty i wyniki odległego w czasie zarybienie dorzecza Rawki, to zostałem spacyfikowany za mięsiarstwo i nazwany hodowcą rybiego mięsa w rzece.
Martwi mnie jednak fakt, że koledzy skupili się na tym pobocznym wątku mojej poprzedniej wypowiedzi. Prosiłem aby każdy wypowiedział się, utworzenia jakiego rodzaju łowisk oczekuje na naszych wodach. Nie zauważyłem ani jednego konkretnego wpisu. Czy wy w ogóle wiecie czego chcecie?
Ponieważ w moich oczekiwaniach co do rodzaju łowiska pozostałem w dziwnej mniejszości, chociaż właściwie to chyba 100% większość skoro tylko ja oddałem głos (nie wiem), postawię teraz problem trochę inaczej.
Od razu zaznaczę, że nie jest to indywidualne moje przemyślenie, ale zasłyszany temat z który się w pełni zgadzam. Być może kolega Bogdan, który już się na tym forum pokazał miał by coś więcej do powiedzenia. (Jeśli jeszcze to śledzisz to się odezwij.) Nie jestem też fachowcem od ichtiologi ani hodowli ryb. To co tu napiszę jest tylko wynikiem wędkarskich obserwacji a podane liczby będą tylko przykładowe, dlatego nie dopytujcie się od razu o ich źródło tylko zastanówcie się nad problemem.
Wszyscy łowimy pstrągi i myślę, że zgodzimy się z następującymi punktami:
- pstrąg jest rybą terytorialną broniącą swojego żerowiska i odpędzającą intruzów, w tym inne osobniki swojego gatunku.
- im większy pstrąg i im mniejsze stanowisko (mniejsza rzeka) tym terytorializm pstrąga jest większy.
- im większy pstrąg, tym więcej pokarmu potrzebuje.
- każde łowisko (rzeka) ma swój określony potencjał (ilość dostępnego pokarmu dla ryb).
Przyjmijmy teraz, że określony odcinek rzeki może wyżywić 100 pstrągów 30 centymetrowych, lub 20 pstrągów 40cm, lub 5 - 50cm, lub jednego powyżej 60 cm. Musimy się teraz zastanowić co chcemy. Czy mieć łowisko, w którym będzie 40 30staków + 10 40staków + 2 50tki i łowiąc zabierać największe tworząc miejsce na rozwój dla następnych pokoleń. Czy też zależy na nam tym, żeby dochować się jednego kabana 65 cm, który bez pomocy wędkarzy i kłusowników sam sobie poradzi z konkurencją współbratymców, a my wtedy uroczyście go ochrzcimy i będziemy chodzić do niego w procesji z nadzieją, że komuś weźmie i z wypiekami relacjonować jakie wędki już połamał. Jeśli nie będziemy zabierać żadnych ryb, to na niedużych rzekach (jak Jeziorka czy Rządza) taka pewnie sytuacja w końcu nastąpi, a my dużym nakładem sił będziemy chronić "Zenka" żeby nam go ktoś nie skłusował. Ponieważ pstrąg jest rybą stosunkowo długowieczną, taka "równowaga" może trwać długo. Czy o taki model nam chodzi? Dlatego między innymi (bez włączania "ideologii") jestem przeciwnikiem "no kill" na małych wodach, a jeżeli już niech będą jak najkrótsze z możliwością migracji ryb i najlepiej przemienne z rotacją najwyżej 2-3 letnią.
Zaznaczam, że te rozważania dotyczą małych rzek, bo na wodach takich jak Dunajec w jednej rynnie może bytować razem więcej ryb niż na kilku kilometrach małej nizinnej rzeczki i sytuacja nie musi tak wyglądać.
Może ktoś zna jakieś naukowe opracowania na ten temat to niech się podzieli wiedzą, może mnie wyprowadzi z błędu. Może jest tu też jakiś specjalista od hodowli ryb to niech się wypowie. Co prawda rzeka to nie staw, ale kiedyś słyszałem, że trzymanie w hodowli pstrągów powyżej 35 cm jest ekonomicznie co najmniej nieuzasadnione.
Zgoła inaczej ma się rzecz z lipieniami, ale o tym może następnym razem żeby nie zanudzać.
Pozdrawiam.