Pojechaliśmy dzisiaj z Mirmiłem i Stanleyem nad morze. Tzn. Tomek "Stanley" pojechał pierwszy, ponieważ chyba nie mógł spać , a my mieliśmy dojechać. Weszliśmy do samochodu i zadzwonił telefon. To był Tomek- "Wojtek, jak chcesz wyjeżdżać na Rozewie, to zapomnij. Wczorajszy wschodni wiatr nagonił krę lodową i śryż. Od brzegu jest tego na 200-250m, a chodzić się po tym nie da"...
Umówiliśmy się więc w Karwi, przy ujściu "Czarnej Wdy". Tam było jednak to samo

Ostatnia szansa to Dębki i okolice ujścia Piaśnicy

Zajechaliśmy tam, poszliśmy na zwiady i odetchnęliśmy z ulgą. Da się łowić ! Chociaż tu.
Piaśnica, jak zwykle niosąca kryształową wodę, znowu zmieniła swój tor i jej ujście jest teraz o jakieś 300m na zachód od poprzedniego położenia.
Tylko ostatnie 300m rzeki jest wolne od lodu
Na brzegu fale i mróz współpracując ze sobą, zrobiły bajeczne skarpy, nawisy i tunele
Warunki były dobre. Słaby wiatr z południowego- wschodu, zatrzymywany przez korony drzew nadmorskiego lasu, wcale nie był odczuwalny. Na wodzie unosiły się kawałki lodu, ale były tak rozproszone, że wcale nie przeszkadzały w wędkowaniu. Wszystko to jednak nic tak naprawdę nie daje, jeśli ryby nie żerują, lub ich tam po prostu nie ma

Był nawet moment kiedy serce zabiło mocniej, lecz sprawcą była lodowa kra, przesuwająca się skrycie pod powierzchnią wody.
Fałszywy alarm, ale kij pracuje pięknie.
O ile my swoim niecodziennym ubiorem i miejscem spaceru, wzbudzaliśmy pewne zainteresowanie spacerowiczów chodzących "tak jak się należy", po plaży- o tyle ci dwaj panowie wzbudzali w nas dość mieszane uczucia
Na koniec jeszcze odbyła się krótka narada przed kolejnym wypadem i naładowani pozytywną energią wróciliśmy do domu
Mostek na Piaśnicy
Była to relacja, z tak naprawdę, bardzo udanej wyprawy:
Mirmiła
Stanley'a
I Wiśni
Brody grzeją

Pozdrawiam serdecznie
Wojtek