Koniec roku, to wypada zrobić małe podsumowanie muchowego sezonu jesiennego. Byłem na rybach 10 razy. Trochę mało, ale niestety nie zawsze można jak się chce. Podczas tych wypraw wyjąłem 25 łososi chinook, 2 pstrągi brown ( tutejsze potoki ) oraz jednego łososia coho. Wyszło 2,8 ryby na wyjazd.
Był to najgorszy pod względem ilości wyjętych ryb rok w historii, i z tego co rozmawiałem z wędkarzami, nie tylko mój. Jeszcze pod względem złowionych łososi chinook nie było tak źle, ale pstrągi, łososie coho to katastrofa. Co roku wyjmowałem po kilkanaście sztuk, a teraz w sumie 3. Nie wyjąłem ani jednego steelheada, co nigdy nie miało w przeszłości miejsca.
Jakie tego przyczyny. Niewątpliwie całkowity brak deszczu, co uniemożliwiło większości ryb wędrówkę w górę rzek na tarło. Podobno także zmniejszająca się baza pokarmowa w Wielkich Jeziorach. A może to taki rok lub ja miałem większego " pecha" i nie wstrzeliłem się w terminach.
Było minęło i jak mówi porzekadło "aby do wiosny", gdy zacznie się ciąg steelheadów.
Do wiosny jednak troszkę czasu i żona od dłuższego czasu wygania mnie, abym złapał rybę na Święta. Tylko jak ryba potrzebna, to nie chce dać się złapać.
"Zmuszony" pojechałem dzisiaj na spinning. Pomimo 2 godzinnego machania i zmiany wszystkich przynęt nie miałem nawet stuknięcia. Powiedziałem sobie, że w południe kończę wędkowanie. Już stanąłem na ostatnim miejscu, kur piał południe, jak do Stinga w kolorze okonka wychodzi ryba. Ponieważ było dżdżysto, okulary też troszkę ściemniały w pierwszym momencie stwierdzam, że to bass. Już chcę przestać zwijać linkę, ale instynkt myśliwego podświadomie delikatnie szarpnął kijem i ryba zaatakowała. Siedzi i to pstrąg. Chwila walki, z 2 krótkimi odjazdami i ląduje ja w podbieraku. Samiczka 72 cm.
W rzeczywistości była o wiele grubsza, ale jak to płeć żeńska na zdjęciach woli być szczuplejsza. Pstrąg "dodał" mi sił, porzucałem jeszcze godzinkę, ale niestety nic już nie było. Może następnym razem, jak mrozy nie nadejdą będzie lepiej, bo do wiosny czekać, to jakoś za długo.