Nerwy można stracić podczas takiego meczu. Żeby nie Lewandowski, to byśmy cienko kwiczeli. Co ja tutaj o piłkarzach jak powinno się o rybach. Deszcze u nas, tak jak w Polsce nie padają, to i większość ryb czeka w odcinkach przyujściowych na dużą wodę. Jedyna szansa to Milwaukee River, gdzie zawsze jest odpowiedni poziom. Trochę daleko od domu, ale cóż. Udaję się w swoje ulubione miejsce na tej rzece.
Pierwsza minuta, druga i jak Lewandowski w trzeciej strzela gola, ja mam uderzenie. Ponieważ rzeka w miarę szeroka, to walka całkiem inna. Odjazd w dól z 50 metrów, potem następne 20 metrów i zaczyna się " normalka", czyli raz ja, raz ryba.To nie Root River, gdzie łatwiej, tutaj każda ryba to pewne pół godziny holu. I rzeczywiście po około 30 minutach wyjmuje samiczkę łososia chinook. Miała 81 cm i wzięła na czarną pijawkę. Niestety zdjęcie wyszło bardzo niewyraźne i nie wstawiam go. Następne kilka minut i znowu branie. Odjazd i po rybie. Za chwilkę następne. Ten od razu wyskakuje w górę. Cudny samiec, tak na oko 105 cm. Zielony, gruby i odjeżdża mi tak na ok.80 metrów. Bieg brzegiem po kamieniach i jestem ze 150 metrów od miejsca brania. Dalej już nie mogę, bo potężne drzewo w poprzek rzeki. Próbuje się mocować, ale najlepsze to tego słowo to próbuję. Robi co chce, a ja nie mogę go utrzymać. Mija 27 minuta walki jak decyduję się na mocniejsze przytrzymanie. I pęka haczyk. Nawet za bardzo mnie nerwy nie wzięły, chociaż był największy w tym sezonie. Wracam i łowię. Biorą jak głupie, ale tracę dwa po krótkim holu. Spytacie się dlaczego tak schodzą. Łososie w rzece maja twarde szczęki i haczyki źle się wbijają. Pod samym wodospadem mam kolejne branie. Tym razem od razu wiem, że to pstrąg. Uderzył na czarną nimfę. Odjazd z 20 metrów i dalej go nie puściłem. chwilka walki i ląduje w podbieraku. Piękna samiczka 73 cm. Z początku nie chce się dać sfotografować.
Ale w końcu daję radę i mam ja w całej okazałości.
I na tej rybie raptownie zakończyły się brania. Jakby studnia. Chyba wina słońca, które zaczęło mocno grzać. Próbowałem z godzinkę i zwinąłem sprzęt, aby zdążyć na mecz.
Nad woda pozostała tylko czapla, która także próbowała coś złowić.
I jak to mówią, aby do poniedziałku, bo wtedy planuje następny "wyskok".