Kolego boro.
Rzeczywiście już kiedyś o tym pisałem, ale nie zaszkodzi jeszcze raz i troszkę rozwinę.
Większość tutejszych wędkarzy łowi łososiowate na kije w 8 klasie, o standardowej długości 9 stóp. Może kilka razy widziałem wędkarzy z kijami w 10 klasie, ale są to naprawdę rodzynki. Raz tylko spotkałem wędkarza z dwuręczną muchówką, który po pewnym czasie i tak zaczął łapać na klasyczny kij. Sznury stosujemy tutaj pływające, rzadko ktoś z tonącą końcówką. Wynika to z głębokości łowisk, techniki łowienia oraz ostrych skał i kamieni, o czym w dalszej części.
Całkowicie inne niż w Polsce stosujemy natomiast przypony. Tutejsze łowiska są niesamowicie czepne i nie ma wyjazdu, aby nie stracić sporej ilości much na zaczepach lub zerwanych z rybą. Na Root River nie ma miejsca, gdzie dno na większej powierzchni pokrywał by piasek, a skalne oraz kamieniste ( podłoże stanowi chyba bazalt) dno niszczy przypony ( na moich zdjęciach widać, że nie są to gładkie otoczaki). Dla zobrazowania jakie są straty, to rozpocząłem już trzecią szpulkę 25 metrowego fluorocarbonu tej wiosny. Aby chociaż trochę zniwelować te straty ( w muchach nie da rady, ale chociaż na przyponach i ołowiach) montuje się je w następujący sposób. Do linki przyczepiamy przypon ( ja fluorocarbon o wytrzymałości 20 funtów ) długości ok. metr-półtora na którym mocujemy ciężarek ( od grama do trzech, zależnie od głębokości i uciągu wody). Z tym grubym przyponem za pośrednictwem krętlika łączymy jeden lub dwa cieńsze ( o różnej długości fluorocarbon , wytrzymałość 12 funtów na pstrąga, na łososia 15 funtów) przypony, na którego końcu jest mucha.
Przy zaczepie w takim przypadku tracimy tylko muchę i jeden krótki kawałek przyponu, chociaż gruby przypon także czasem się zaczepi ( choćby dziś) i zrywamy go. Niektórzy koledzy powiedzą po co ten ołów, to odpowiadam, że powinien on tak zatopić zestaw, aby muchy na przyponach szły nad dnem. Oczywiście można zastosować tonącą linkę lub chociaż końcówkę, lecz po jednym dniu łapania z tej linki już by nic nie było, bo skały potną jak w trymiga. Zrywanie przyponów na rybach w większości wynika z ich osłabienia na podwodnych przeszkodach, bo chociaż używam najdroższych ( 13 dolarów za 25 metrów) i mam nadzieję, że najlepszych ( firmy Maxima), to po kilku rzutach już są postrzępione i uszkodzone.
Kolega K17 w swoim poście napisał, że technikę tutejszych wędkarzy przemilczy. I patrząc jak łowi się na suchą muchę lub na streamera w Polsce ma całkowicie rację. Niezależnie od budowy muchy wykonuje się rzut lekko pod prąd i obserwuje płynący sznur przy spływaniu. Każde zatrzymanie trzeba ciąć, ale głównie powodują je zaczepy. Taki połów prawie jak w Europie nimfą. Żadna finezja.
Ja łowię na kij G.Loomis PRO4x 1088-4 , w 8 klasie, 9 stóp. Kołowrotek stary G.Loomis Eastfork 7-8. Linka 8 pływająca i dobrego podkładu ze 100 metrów, bo jesienny duży łosoś potrafi wyciągnąć go do końca. Jak widzicie na zdjęciach zbytnio nie pieszczę się ze sprzętem i często ląduje on w wodzie. Muchy prezentowałem nie tak dawno, więc opis pominę.
Wczoraj wybrałem się nad strumyk Oak Creek w South Milwaukee.
W większych rzekach poziom tak wysoki, że wejście do wody jest niemożliwe. Ponadto woda strasznie brudna. Po dwóch godzinach jazdy, przed świtem jestem na miejscu. Ludzie chyba nie mogą spać, bo są już zaparkowane 3 samochody. Zaczynam się rozpakowywać i .... stwierdzam, że nie zabrałem kamizelki oraz wszystkich much. Zdarzyło Wam się to kiedyś koledzy? Jeżeli tak, to pamiętacie ten ból. Nie pozostało mi nic innego jak wsiąść do samochodu i wracać w kierunku domu. Po drodze zajechałem jeszcze do portu Racine, ale spinningowanie z uwagi na zmętnienie wody i zimno nie miało sensu.
Nie mogłem „przeżyć” tej wczorajszej sytuacji i dzisiaj o świcie znowu jestem w tym samym miejscu, tym razem z moimi muchami. Po uzbrojeniu się we wszystkie atrybuty wędkarza ruszam do boju. Wodę ogarnia jeszcze mgła, jak moim celem staje się dołek o średnicy około półtora metra. Pierwszy rzut na pomarańczową pijawkę i mam srebrnego pięćdziesiątaka. Dwa kolejne rzuty i podczepiam większego pstrąga. Ryba schodzi w dół. Parę minut i drugi duży pstrąg po krótkiej walce zrywa mi muchę. Obfita ta dziura, bo wyjmuję z niej następnego 50-52 cm steelheada. Skutecznie „oczyściłem” to wgłębienie. Schodzę w dół na szerokie i długie zagłębienie, penetrując je wszerz i wzdłuż. Przez kilkadziesiąt minut żadnego brania. Chyba po porannych braniach za bardzo zaufałem przynętom o kolorze pomarańczowym. Zakładam białą i fioletową pijawkę i zaczyna się. Najpierw na białą muchę srebrnawy 60 cm samczyk.
Po około godzince także na białą pijawkę ceglasty 70 cm samczyk.
Mija z 10 minut i trzeci 71 cm samiec jest mój.
Tym razem na fioletową pijawkę. Zauważcie każdy samiec inaczej ubarwiony. Nie mija 5 minut jak znowu na białą przynętę siada 71 cm samiczka.
Co by nie mówić jest super. Dalej biała pijawka jest atrakcyjna, bo kusi się na nią 65 cm samiczka.
Fioletowa mucha także potwierdza swoją skuteczność kusząc 70 cm ładną samiczkę.
Potem następuje obniżenie mojej skuteczności, bo przez półtorej godziny nie wyholowałem skutecznie żadnego pstrąga. W końcu biała mucha przechytrza 66 cm samca. Zrobiłem kilka zdjęć w czasie holu i jedno z nich Wam prezentuje.Z perspektywy aparatu jest taki malutki.
I na koniec największa dzisiaj 72 cm samiczka, oczywiście na białą muchę.
Niestety żadna rybka nie zmusiła mnie do większego wysiłku ( normalne odjazdy jak na steelheady przystało), ale to „wina” głębokości i małej ilości wody. Na porządnych rzekach i wysokiej wodzie pewnie dały by ładnie „popalić”. Myślę, że jak dalej woda w Root River dalej nie będzie opadała, to znowu odwiedzę ten strumyk i może "zaliczę" kolejne 10 pstrągów.
Ostatnio zmieniany: 2017/03/30 07:26 przez Mariusz-Marek.
Dzięki za wyczerpującą odpowiedź.....6/7,5 kilo FC na przyponie...ładne ryby..duży uciąg.....ale właśnie o to mi szło.
Wędki i kołowrotki na wyjazdach zazwyczaj "dubluję"..(w bagażu 8SH+9DH)
Jeszcze raz dzięki i aż się boję pożegnać starym wędkarskim "POŁAMANIA KIJÓW" , bo i ryby masz duże i duża część "młodzieży" na forum..nie zrozumie......więc dodatkowo......pozdrawiam:)
ciekawi mnie ten dostęp do rzeki... pisałeś wyżej, że jest tam gdzie parki... czy dobrze rozumiem, że oznacza to nie mniej nie więcej, iż sama rzeka jest publiczna, ale teren przy niej nie. Jeśli czyjaś prywatna działka graniczy z rzeką to... przejść przez działkę można? Pewnie nie można... a potem... brzegiem można czy musisz wodą?
Kolego AdamCzeski „zmusił” mnie do dokładnego ustalenia jak to jest.
W USA rzeki mogą być w zasobach stanu ( nie mylić z państwowymi ) oraz prywatne ( osób fizycznych, grupy mieszkańców, korporacji, itp). Oczywiście na wodach prywatnych właściciel ustala zasady połowu. Na wodach stanowych zasady połowu ustala stanowy Department of Natural Resources (DNR).
Wędkowanie z brzegu jest dozwolone w miejscach ogólnodostępnych, w moim przypadku na rzekach, gdzie poławiam są to parki lub tereny na których sprawuje nadzór DNR. Jeżeli do wody stanowej przylega teren prywatny to wędkarz nie ma prawa wchodzić na tą ziemię. Przeważnie jest tak, że na granicy terenu jest tabliczka z ostrzeżeniem- teren prywatny, nie wchodzić i nikt nie wchodzi. W stanie Illinois ( art. 21 KK) wejście na taki teren jest wykroczeniem ( nie da rady porównać tego z wykroczeniami w Polsce ) i zagrożony jest karą do 6 miesięcy więzienia, i do 2,5 tysiąca dolarów grzywny, w stanie Wisconsin ( rozdział 943 KK) do 10 miesięcy więzienia i do 10 tysięcy grzywny. Od 1 września 2001 roku prawo stanu Wisconsin zezwoliło tylko wejść na teren prywatny z wody, w przypadku niemożności ominięcia przeszkody w wodzie typu głaz, drzewo, głębokiej wody ( dla wędkarzy brodzących) i przejść jak najkrótszą trasą do ominięcia przeszkody.
Te przepisy dotyczą rzek i strumieni, z jeziora nie można wejść na teren prywatny nawet dla ominięcia przeszkody.
W miejscowości Racine nad Root River jest odcinek kilka kilometrów, gdzie rzeka płynie przez teren prywatny. Poławiam tam czasem ( o czym pisałem) i cały czas trzeba iść i być w wodzie. W m.Milwaukee nad rzeką Milwaukee River w jednym z miejsc, gdzie poławiam są prywatne posesje na drugim brzegu. Z tej strony się po prostu nie łowi.
Te prywatne działki są troszeczkę większe niż w Polsce i nikt nie idzie kilometrami wodą ( nawet fizycznie się nie da), aby potem można było wyjść na ląd.
Część kolegów pewnie myśli - co tam, szybko się przejdzie do rzeki, nic nie uszkodzi, to i nie ma sprawy. Taki sposób myślenia jest typowy dla naszej nacji, a, że tutaj jest inaczej już kilku moich kolegów wędkarzy przekonało się finansowo na własnej skórze. Jak jeszcze dochodzi do tego prawo stanu Wisconsin o swobodnym użyciu broni na swoim własnym terenie, to „strach się bać” i chodzić w takie miejsca.
Znowu się rozpędziłem i rozpisałem.
Kolego M60.
Sprawdziłem. Tutejsze brzany nie maja wąsików.
Teraz tylko o rybach.
Wczoraj przed świtem jestem nad Oak Creek. Nadal większe rzeki niosą potężną wodę i wędkowanie jest niebezpieczne. Jeszcze słońce nie wyszło jak mam pierwszego pstrąga na pomarańczową pijawkę. 61 cm samiczce robię zdjęcie jeszcze w półmroku.
Następnie szybkie trzy zerwane pstrągi, w tym po pięknym holu chyba największy samiec tego roku. Po kilkunastu minutach następny klasyczny steelhead ląduje w podbieraku.
Srebra 62 cm samiczka pokusiła się na żółte jajo brzany. Zaraz potem „pakudna” 63 cm trzecia dzisiaj samiczka, tym razem na białą pijawkę.
Widać, że ze srebrnej zmieniła się w brązowawą. Poranek super, oby tak było cały czas. Dalej rzucam te swoje muchy i na żółte jajeczko bierze 69 cm samiczka.
Ta także do srebrnych nie należy. Dzisiaj chyba dzień kobiet, bo żaden przedstawiciel płci brzydkiej nie chce się skusić. Potem godzina kompletnego spokoju, nic nie kusi się na moje muchy. Zmieniam je i łapię następną 68 cm brązowa samiczkę.
Na co wzięła już nie pamiętam. Po tym jednym braniu znowu przerwa. Chyba trzeba czekać do południa, aby coś się zaczęło dziać. I rzeczywiście po południu na czarna pijawkę ( pierwszy w tym roku steelhead na taki kolor muchy) bierze 61 cm samczyk.
Ten także do przepięknych nie należał. Worek z rybami się rozwiązał i za parę minut na białą pijawkę pada 61 cm samiczka.
Ale jaka piękna. Kwintesencja steelheada. Znów mija kilka minut i 68 cm kolorowa samiczka jest moja.
Ta „dała się namówić” na fiolet. Potem z pół godziny spokoju i największa oraz fajnie barwna 72 cm samiczka ( druga o takiej barwie w tym sezonie). Wzięła na żółte jajeczko.
Poza tymi trzema zerwanymi ryb z samego rana, w między czasie miałem tylko dwa zerwane hole. Rzadko mi się zdarza w czasie połowu steelheadów mieć więcej wyjętych niż straconych. Jednak steelheadowa statystyka jest niebłagalna, bo przeniosłem się na bystry odcinek, z kamieniami i małymi kipielami, gdzie po kolei tracę 5 lub 6 pstrągów. Chciałem " dobić" do 10 wyjetych, ale się nie udało. Starczy i wracam do domu. Ryby były wczoraj wybredne co do much i trzeba było mieć całą gamę kolorów, aby połowić.
Och, jeszcze o tutejszych brzanach. Trafiłem na ok. 15 metrowy odcinek , gdzie się gromadziły i wyjąłem ich z 10. Żadna nie miała wąsików. Niedługo się zacznie i miliony ich wejdą do rzeki i strumyka, a łowienie innych ryb stanie się na wielu odcinkach niemożliwe.
W tym filmiku można zobaczyć jak skutecznie mogą opanować wodę.
Ostatnio zmieniany: 2017/04/03 22:07 przez Mariusz-Marek.
Przez dwa dni u nas padało i woda w rzekach znowu urosła. Tylko Oak Creek przez te kilka dni zdążył wrócić do stanu normalnego i ten strumyk stał się celem mojej dzisiejszej wyprawy. Prawdę pisząc spodziewałem się, że pstrągi wytarły się na wysokiej wodzie i większość zeszła już do jeziora. Tutaj jest to niesamowite, że ryby potrafią przystąpić do tarła w czasie dosłownie kilku dni i zniknąć z rzek. Ale jak to u każdego wędkarza nadzieja umiera ostatnia i przed świtem jestem nad rzeczką. Oczywiście „atakuję” pierwszy dołek. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek nie widział tam chociaż ryby. I ten pierwszy raz nastąpił dzisiaj. Żadne pstrąg w nim nie mieszkał. Spodziewając się najgorszego schodzę z 50 metrów w dół na następne miejsce, gdzie także pewnikiem zawsze była steelheady. Wyjmuję tam przez godzinę z 20, ale tutejszych brzan. Trzeba zmienić miejsce, bo tutaj nie połapię. Trzeci „pewny” dołek kończy się wyjęciem znowu kilkunastu brzan. Radykalnie muszę zmienić teren wędkowania i idę dalej w dół na odcinek z szybkim, rwącym nurtem ( brzany raczej omijają takie warunki) i głębokością tak max. do 60 cm, bo w dołach ryb nie ma. Pierwszy rzut na pomarańczową ikrę brzany i branie. Byłem pewny, że brzana, ale to piękny steelhead. Wyjmuję szeroką 73 cm samiczkę, troszkę w ubarwieniu podobną do samca.
Dwie i pół godziny czekałem na pierwsze branie steelheada.
O, tutaj moje pstrągi siedzicie. W takim razie dalej łowię tylko w „prądach”.
Mija pół godziny jak znowu na ikrę brzany bierze 72 cm samica.
Szybko idę do samochodu troszkę się rozebrać, bo słońce grzeje coraz mocniej.
Żeby nie było tak pięknie oczywiście kolejne brzany także łapią się na muchy i tak myślę, że dzisiaj wyjąłem ich w sumie dobrze ponad 50.
Prawie dwie godziny bez konkretnej ryby, bo dwa wyjęte piędziesiątaki do nich nie zaliczają się. W końcu na pomarańczowe jajeczko bierze 63 cm samiczka.
Widać po niej, że w konkursie piękności nie miała by szans.
Mija z dwadzieścia minut jak wyjmuję 70 cm samiczkę na białą pijawkę.
Ta natomiast na pewno mogła by wygrać konkurs Miss Foto. Po prostu pstrągowa piękność.
Za kwadrans ląduję 62 cm steelheada z zębami prawie jak pirania. Ten skusił się na pomarańczo nimfę. Następuje kolejna półtora godzinna przerwa w braniach, przerywana wyjętymi brzanami. Chodzę kilka metrów w lewo i prawo i kolejna moja zdobyczą na zielona muchę jest 68 cm samica.
Bladziutka i „zmęczona” bidulka. I zaraz na pomarańczową pijawkę ląduję ładnego 71 cm samczyka.
Nie spodziewałem się, że uda mi się jeszcze wyjąć 9 steelheadów. Ale rzeczywiście to już są ostatki sezonu wiosennego. Na wysokiej wodzie przystąpiły do tarła, zmieniły ubarwienie i nastąpił ich czas powrotu do jeziora. Dzień, dwa i steelheada w Oak Creek nikt nie zobaczy. Może jeszcze na większych rzekach jak woda opadnie coś mi się uda „powojować”, bo tutaj to już koniec.
Ostatnio zmieniany: 2017/04/08 05:01 przez Mariusz-Marek.
Super rybki. Co Ty biedaku będziesz robić jeżeli zrobisz sobie przymusową przerwę. Pozdrawiamy z Wolborza i Fajnych Świąt Wielkanocnych Życzymy. Kartka z życzeniami czeka w Słupsku.
Dzięki Siwy62 za kartkę, która czeka na mnie w Polsce oraz życzenia. Przeczytam jak przyjadę.
Wędkarstwo to fajna sprawa, ale jak można jechać na ryby. Jak informowali mnie koledzy w weekend i na początku tygodnia woda w Racine opadała i stada steelheadów wędrowały po rzece. Podobno padały metrowych pstrągi. Ja, co rzadko mi się zdarza, niestety nie mogłem wybrać nad rzekę. Sprawy rodzinne ” zmusiły” mnie do wyjazdu do Kalifornii. Po drodze jednak odwiedziłem miejsce na rzece Colorado, gdzie złowiłem pierwszego w Ameryce naprawdę dzikiego pstrąga tęczowego.
Wczoraj wróciłem, a dzisiaj już pojechałem nad Root River. Woda nadal wysoka, ale w kilku miejscach da się wejść. Niestety początki wędkowania nie napawały mnie optymizmem. Jedno branie i wyjmuję rybę podobną do naszego leszcza.
Skusił się na białą pijawkę. Po dłuższej chwili na żółta ikrę brzany branie. Ponieważ uciąg wody był bardzo duży, przytrzymałem rybę na maksymalnym hamulcu. Steelhead nie mogąc uciec w dół rzeki pobił tegoroczny rekord w ilości wyskoków nad wodę. A, że zrobił to 10 lub 11 było co oglądać. Wyjmuję w końcu barwnego 73 cm samczyka.
Niestety potem kilka godzin bez wyjętego pstrąga. Może tylko jeden lub dwa steelheady stracone, a brzan też tylko kilka. Zmieniam miejsca, muchy, ale to nic nie pomaga. Jest już dobrze po południu jak na czarno-czerwono-białą muchę branie. Samczyk walczy zaciekle usiłując wejść w główny nurt i uciec w siną dal. Nie pozwalam na to i po kilku minutach na siłę wyjmuję 71 cm pstrąga.
Dosłownie kilka minut potem znowu na tą samą muchę malutki 48 cm srebrny samczyk.
I to wszystko co złowiłem. Napotkani wędkarze potwierdzali, że do wczoraj ryby było pełno, dzisiaj niestety to się zmieniło. Przyzwyczaiłem się do większej ilości brań i ryb, ale to nasze hobby wymaga czasami chwili pokory.