Wiem, że temat nie jest nowym, acz chciałem tu dodać moje przemyślenia.
Moje bez oczerniania, bez oceniania, jak ja uważam. Zapraszam do dyskusji, lubię polemizować merytorycznie, nie lubię pyskować.
Raz pstrągowo. Moim zdaniem postęp przynęt i sprzętu określił, wymógł, iż na pstrągowych rzekach, rzeczkach, wypuszczanie każdego złowionego pstrąga, lipienia jest i powinno być normą. Limit 3 sztuki dziennie jest tak samo aktualny jak sygnał dziennika telewizyjnego czy teleranka...
Jest dla mnie i chyba każdego łowiącego zupełnie jasne, że woda z możliwością zabierania ryb jest bezrybna, albo będzie... 1 wędkarz 3 ryby dziennie, 240 dni na łowienie w sezonie = 720 ryb rocznie, legalnie. 1 !!! wędkarz. Nie ma wody, która może to "wytrzymać"
Puki co żyjemy w Polsce, łowimy w polskich rzekach.
Dwa trociowo, łososiowo. Chciałbym by określenie "przemysłowa ryba" dla określenia troci, zniknęło tak szybko z naszego języka jak to tylko możliwe. Żadna przemysłowa. Rzeki mamy piękne, ryby mielibyśmy też. Jak już pisałem. Kłusownictwo i rybołówstwo to raz. Nie powinno go być to jasne. Wierzę, że wypuszczanie każdej złowionej sztuki ma sens. Argument o ich nie wracaniu myślę, że już mamy za sobą - zobaczcie film z Kharlovki. Wracają i koniec. Puki rzeki nasze nie będą pełne ryb, jak w USA, Kanadzie każda sztuka jest cenna i winna być wypuszczana.
Kochani zrozumcie, że ryby, które wypuszczamy możemy złowić raz jeszcze... pomijam tu, że one się rozmnożą itd.
Jak zobaczę setki tysięcy ryb w Parsęcie, wzorem rzek USA czy Kanady, to debilem będę twierdząc, że zabranie 1 sztuki na kolację jest czymś złym.
Obym dożył tego widoku.