A mnie gryzie...
...demokracja w wędkarstwie, która jest źródłem wszelkiego zła i marazmu, będąca najczęściej realizacją chorych wizji wąskiej garstki działaczy, mających czas na zebrania i głosowania (emeryci, zwykle mundurowi, którzy wcześniej przeszli na emeryturę)... rodząca zwykle decyzje odległe od praw wolnego rynku.
Osobiście wolę oficjalne "rządy jednego szefa", jawne decyzje jednego człowieka, który oscyluje między wizją swojego łowiska, a oczekiwaniami klientów.
Uważam, że obwody rybackie powinny być podzielone między pojedynczych gospodarzy. Zarządzanie wodami poprzez demokratyczny arbitraż gospodarujących kolektywnie stowarzyszeń, rodzi dwie bardzo negatywne konsekwencje:
1) Głosowanie zarządu pod oczekiwania elektoratu - czyli zaniżanie poziomu zagospodarowania obwodów rybackich, poprzez ustalenie niskich opłat za wędkowanie.
2) Wdrażanie pomysłów "równiejszych" członków tychże stowarzyszeń, mających więcej czasu lub znajomości, które w połączeniu ze skromnym finansowaniem łowisk, rodzą bohaterskie czyny o wielkiej symbolice i niekwestionowanej chwale (ordery, wieńce, pochwały, czyny społeczne, gratulacje na forach), będące jednak praktycznie bez żadnego znaczenia dla kondycji naszych łowisk.
Rozwiązanie: zakazać gospodarowania obwodami rybackimi przez stowarzyszenia.
Demokracja w wędkarstwie jest najważniejszą przyczyną kiepskiej kondycji naszych łowisk. Demokracja w wędkarstwie miesza klienta z zarządcą, co powoduje chaos i zaniżanie poziomu.
Zamiast pojedynczego gospodarza maksymalizującego zyski z łowiska, mamy członków stowarzyszenia, czyli głosujących klientów tych łowisk... którzy głosują sobie za minimalizacją opłat, co powoduje chroniczny brak pieniędzy na dobre gospodarowanie i ochronę...
... to jest system, który sam się dołuje.
Dobry przepis na bezrybie, anarchię i chaos.
I drażni mnie jeszcze to, że tak mało osób to rozumie:angry:
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek