garnela napisał:Artur, trafiłeś w sedno
W zmianie pokoleniowej upatruję szansy dla naszych rzek i naszych ryb, z rybami potarłowymi włącznie. (...) ja wiem tyko to że jakość polskiego wędkarstwa wzrośnie gdy wędkarze będą zachowywać sie nad wodą elegancko, mam nadzieje, że zmiana pokoleń będzie w tym pomocna.
Pojawienie się elegancji można czasami skatalizować zmieniając system. A system trzeba zmienić z centralnego na lokalny. Niestety PZW też ma swoje narzędzia utrzymania się na powierzchni:
- sport wędkarski
- porozumienia.
Wielu ludzi już dawno frontalnie zaatakowałoby PZW, a może raczej niektóre organizacyjne debilizmy w tej organizacji, gdyby nie finansowanie sportu wędkarskiego. PZW ułagadza sobie często najaktywniejszych i najbardziej uznanych. Któż ma większy autorytet wśród wędkarzy jak nie mistrz w jakiejś metodzie? I tym mistrzom się daje właśnie po to, by siedzieli cicho, a może raczej ciszej.
Stoimy w miejscu i nie ruszymy, do momentu aż nie przyjmiemy do wiadomości, że za konkretną wodę musi odpowiedać konkretne koło w każdym przypadku. Koła bez wody nie powinny w ogóle istnieć. To jest w wielu krajach na świecie normalne, zaś u nas wciąż jest postrzegane jak jakaś abstrakcja. Bez swojej wody to można tylko złapać doła. Trzeba mieć w życiu coś swojego, za co jest się odpowiedzialnym, ale też ma się z tego należne profity.
Zlewniowe działanie ma sens ponieważ ryby wędrowne interesują się całym dorzeczem. Jednak to zlewniowe działanie powinno opierać się na współpracy, zaś za konkretne wody powinny odpowiadać już konkretne koła. Większość również decyzji powinna być podejmowana na najniższym szczeblu, bez konsultowania informatora z zarządem głównym. Pytam: a co ich to obchodzi?
I jeszcze jedno. Proszę zwrócić uwagę jak wyglądają trawniki miejskie, a jak te na prywatnych posesjach. Są oczywiście wyjątki, ale tendencja jest wyraźna. Bez gospodarza nie będzie ryb. Zaś gospodarz na smyczy ZG lub ZO jest jak mężczyzna mieszkający z teściową... gówno z tego będzie, chyba, że teściowa jest fajna. Teściowa z ZO Piła nie zgodziła się na lepsze łowisko w dorzeczu Gwdy, podczas gdy teściowa z ZO Słupsk się zgodziła. No dobrze. ale czy ktoś sobie w ogóle zadaje pytanie, po co pytać się teściowej o zgodę?
Mieć swoją wodę, to podstawa. Może niewielką, ale taką którą jest się w stanie gospodarzyć.
Centralizm to nasza największa słabość. Gdybyśmy byli rozdrobnieni i w grupkach po 10 - 1000 osób odpowiadali za konkretną wodę, wówczas niszczyciele przyrody, kłusownicy i truciciele rozbijali sobie zęby o setki takich grupek w całym kraju.
A jakie przywiązanie czuje zarząd główny do rzeczki, ukochanej rzeczki nad którą się wychowałeś?
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek