Dla małych rzeczek, takich jak w świętokrzyskim, bobry to plaga. Na przykładzie mojej - gdy ok. 10 lat temu pojawiła się pierwsza rodzina, wędkarze cieszyli się, bo przed pierwszą tamą utworzyły się głębokie wolniaki. O ładnego pstrąga było nietrudno. Dziś tamy są co kilkaset metrów, rzeka zamulona, doły w brzegach takie, że pożal się Boże. W dodatku na potęgę tną drzewa, które po kilku dniach zabierają okoliczni chłopi. W krótkim zasie bobry całkowicie zmieniły charakter rzeki.
Trzeba do nich strzelać, bo jest ich za dużo. Przenoszenie ich w inne miejsca to jak podrzucanie zdechłego kota za płot sąsiada. Dodam, że bobra upolować jest wyjątkowo trudno. Mój szwagier, znakomity myśliwy, zastawiał się na futrzaki już sporo razy - bez efektu.
Sądzę, że w dużych rzekach bobry nie zaszkodzą, ale małe ciurki po ich osiedleniu się przeżywają dramat. A wrogów naturalnych poza wilkami, które i tak wolą polować na sarny i dziki, nie ma.